W poszukiwaniu szczęścia to książka, na którą czekałam z niecierpliwością, bo po przeczytaniu jej opisu, wyrobiłam sobie na jej temat pewne wyobrażenie i byłam jej bardzo ciekawa. Książce towarzyszy motto „Nie marudź, tylko żyj!” i przyznajcie sami, nie czujecie, że to może być naprawdę dobra pozycja? Zwłaszcza, że kolejne informacje z okładki mówią o tym, że nie znajdziemy tu idealnych, szczupłych, długonogich bohaterek, a raczej historię zupełnie przeciętnej kobiety, mającej wręcz kuriozalne marzenia: żyć trochę lepiej, ważyć trochę mniej, uśmiechać się trochę częściej. Brzmi znajomo? No właśnie! Dlatego czułam, że to może być fajna i bliska mi pozycja. Niestety, bardzo się zawiodłam…
Narratorem jest 24-letnia Ania, która wraz z Nowym Rokiem rozpoczyna nowe życie; chce wreszcie w nie wcielić swoje postanowienia, pierwszym z nich jest wyprowadzka od rodziców. Ania jest zupełnie zwyczajna, nie wyróżnia się niczym szczególnym i jest bardzo podobna do każdej z nas. Ma gorsze dni, ma gorsze nastroje, ma dni, w których najchętniej nie rozmawiałaby z nikim i wkurza ją to, że człowiek wciąż musi przed wszystkimi udawać, że jest zadowolony i uśmiechać się do tych, z którymi nie chciałby mieć nic wspólnego. Ma swoje kompleksy, ma wady i zalety, nie jest wyidealizowana i dlatego ta opowieść tak przyciąga i może się podobać. Co jednak poszło nie tak?
Szczerze przyznaję, że po ponad stu stronach odpuściłam. Próbowałam się wciągnąć, ale zwyczajnie nie potrafiłam, a książka mnie męczyła. Może powodem jest fakt, że nie ma tu rozwiniętej fabuły i jako takiego rozwoju wydarzeń. Książka jest pisana w formie niejako pamiętnika, bohaterka opisuje nam swoje życie, niby coś tam się dzieje, ale dla mnie było to za mało. Nudziły mnie te wywody, a ile razy można powtarzać i czytać o tym, że wciąż się nie chudnie? Nie wiem. Z jednej strony książka jest zabawna, kilka razy się nawet zaśmiałam, a taki był cel, jednak na dłuższą metę – nie czułam się zachęcona do dalszej lektury.
Zatem komu ją polecam? Tym z was, które lubią takie rozmyślania, które lubią książki bez konkretnej fabuły, a spisane w formie opowieści o życiu, nacechowane przemyśleniami, analizami i zmaganiami. Może to książka dla fanek Bridget Jones? Zdecydowanie w moich wyobrażeniach lepiej by wypadła jako film niż powieść. Może jest to jakiś pomysł?