Od lat czekasz na wznowienie książki ulubionego autora? Cóż, fani H.P. Lovecrafta nie mają takich problemów. Dzieła legendarnego twórcy mitologii Cthulhu na pewno znajdują się w czołówce najczęściej wznawianych książek w Polsce. Ba, sam mam na półce kilka zbiorów opowiadań Samotnika z Providence, mimo iż wiele z umieszczonych w nich tekstów dubluje się. A teraz do kolekcji dorzuciłem W górach szaleństwa – zbiór, którego motywem przewodnim są zaginione miasta i tajemnice pogrzebane głęboko pod ziemią.
Prócz tytułowej mikropowieści, w środku znajdziemy też długie opowiadanie Cień spoza czasu i dwa krótsze teksty: Bezimienne miasto i Pod piramidami (znane też jako Uwięziony wśród faraonów). Poza tym nowe wydanie W górach szaleństwa prezentuje się naprawdę dobrze – piękna klimatyczna okładka przykuwa spojrzenie, a całość została wzbogacona o ciekawe posłowie Mikołaja Kołyszki, autora Groza jest święta, czyli naukowej rozprawy o twórczości Lovecrafta.
Jeśli chodzi o same utwory, to rzecz jasna na pierwszy plan wybija się W górach szaleństwa. Czegóż w tym arcydziele nie ma! Całość zaczyna się jako historia pionierskiej wyprawy na niezbadane tereny Antarktydy, by dość szybko za sprawą tajemniczego znaleziska przemienić się w klaustrofobiczny horror. Na tym jednak nie koniec, bowiem Lovecraft serwuje nam przy tym opowieść o upadku wspaniałej cywilizacji, a także przestrogę, czym kończy się zabawa w Boga i igranie z siłami natury. Wszystko to zostało podane przez autora w sposób spójny i rozbudzający ciekawość do ostatniej strony. Choć wiele opowiadań wydaje się archaiczne, to W górach szaleństwa naprawdę dobrze zniosło próbę czasu.
À propos czasu... Drugim z zamieszczonych w zbiorze tekstów jest Cień spoza czasu – opowieść o człowieku, którego ciało zostaje porwane przez obcy byt, a sama świadomość odesłana wiele milionów lat w przeszłość. W tym opowiadaniu na pierwszy plan wybija się jeden z najczęstszych motywów w twórczości Lovecrafta: czynienie z historii ludzkości niewiele znaczącego epizodu w dziejach wszechświata. Groza, jaką odczuwają bohaterowie Samotnika z Providence, często jest skutkiem odkrycia niewygodnej prawdy i zrozumienia, jak mało wiemy o świecie i swojej na nim roli. Gdy dumna rasa ludzka okazuje się ledwie pyłkiem na wietrze, człowiek nie może liczyć na zbawienie, a wszystkie jego dotychczasowe dokonania nagle tracą sens.
Krótsze teksty, Bezimienne miasto i Pod piramidami, przy dwóch głównych opowiadaniach, wypadają dość blado. Inna sprawa, że nie zajmują nawet ćwierci książki i jednak nie można im odmówić pewnego uroku. Pozwalają przy tym prześledzić, jak pisarsko rozwijał się Lovecraft.
Warto jeszcze wspomnieć o tłumaczeniu Macieja Płazy, ale nie mam tu za wiele do dodania. Przekład cenionego pisarza i tłumacza znany jest od lat i uchodzi za wzorcowy, a sam Płaza zgarnął za niego nagrodę Literatury na Świecie w 2012 roku.
Muszę przyznać, że nie zawsze było mi po drodze z twórczością Lovecrafta. Wcześniej szukałem w jego opowiadaniach bardziej namacalnej grozy; chciałem po prostu, żeby Cthulhu wyskakiwał zza każdego rogu. Z czasem jednak mój gust i oczekiwania zmieniły się, a twórczość Samotnika z Providence nabrała zupełnie nowego znaczenia. Dlatego zachęcam do sięgnięcia po W górach szaleństwa nie tylko nowych czytelników, ale także tych, którzy wcześniej odbili się od tekstów Lovecrafta.
Naprawdę warto dać mu drugą szansę.