Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie lubię romansów, bo lubię, a niektóre zajmują nawet szczególne miejsca w moim sercu. Niejednokrotnie płakałam przy dobrej historii miłosnej, kibicowałam bohaterom od pierwszych stron, kurczowo trzymałam za nich kciuki i zużywałam dziesiątki chusteczek higienicznych. Byłam ciekawa, czy podobny zlepek emocji będzie towarzyszył mi podczas czytania W deszczu Anny Dąbrowskiej.
Aleksander Jabłoński to perkusista znanego zespołu, który postanawia wrócić w rodzinne strony i poukładać swoje sprawy z przeszłości. Jego dzieciństwo nie było łatwe: nagła śmierć matki, ojciec alkoholik i zawód miłosny, zahartowały jego duszę, ale serce przemieniły w kamień. Kiedy wraca do domu, musi zmierzyć się z duchami przeszłości. Aleksa przepełnia nadzieja, że może podczas swojego pobytu spotka dziewczynę, którą kochał dziesięć lat temu, a ta nagle zniknęła. Tajemnice, które wyjdą na jaw, mogą zranić Aleksa albo dodać mu sił w walce o swoje szczęście i marzenia.
Największym plusem powieści jest to, że przeczytałam ją w parę godzin. Pomiędzy jednym kubkiem herbaty, a drugim pochłonęłam ponad trzystustronicową historię, prawie jej nie odkładając. Nie zrobiłam tego dlatego, że akcja W deszczu porwała mnie od pierwszego rozdziału i nie puściła, póki nie przeczytałam epilogu. Stało się tak, ponieważ fabularnie ta historia po prostu pędzi jak Struś Pędziwiatr. Nie przeszkadzało mi to, nawet cieszę się, że nie musiałam się z nią męczyć.
Dawno nie czytałam też czegoś z perspektywy mężczyzny. Aleksander początkowo mi się podobał jako bohater: nie był nijaki, jego cele i postawa były jasno określone. Z czasem jednak pojawiły się zgrzyty w mojej relacji z Aleksem. Jest to mężczyzna niesamowicie wybuchowy, nazwałabym go nawet furiatem czy dupkiem. Jednocześnie potrafił pokazać dobrą stronę i sprawić, że robiło mi się cieplej na sercu. Ta jego chwiejność była jednak bardzo widoczna i nie wiedziałam w końcu, jaki kierunek odbierze. Po skończeniu książki doszłam do wniosku, że niestety taki, który nie bardzo mi się podobał. Zdecydowanie bardziej lubiłam Aleksa w rozdziałach poświęconych jego przeszłości, gdy miał dziewięć lat i w późniejszych.
Postać Aleksandra tak bardzo wysuwa się na pierwszy plan przez jego wybuchowy charakter i temperament, że prawie zabrakło uwagi dla pozostałych bohaterów, a zwłaszcza drugiej połowy wątku romantycznego, który jest osią całej fabuły. Kayla jest, łagodnie mówiąc, przezroczysta. Wiem, że gdy za parę tygodni pomyślę o W deszczu przypomnę sobie buchającego gniewem Aleksa. Ale Kaylę? Tę niewinną dziewczynkę, która nagle zniknęła? Jej kreacja prawie nie ma racji bytu. Nie wyróżnia się niczym, co sprawi, że czytelnik zapamięta ją na dłużej. Bohaterek podobnych do Kayli jest na pęczki w literaturze new adult.
Podobał mi się najbardziej motyw deszczu, który przeplatał się przez całą powieść i był najbardziej sensowną rzeczą w całej książce. Autorka zrobiła również dobry research w kwestii gry na perkusji, ponieważ bez wahania mogłam uwierzyć w to, co czytam o danym stylu gry. Motyw muzyki jest jednym z moich ulubionych w ogóle w literaturze i tutaj był on dobrze poprowadzony.
Niestety, muszę przyczepić się dialogów. Trochę zaczynam się już martwić, bo to właśnie one najbardziej kłują mnie w oczy, gdy czytam polskie new adult. Może tak bardzo przesiąknęłam amerykańską popkulturą i zagraniczną literaturą, że nie potrafię spojrzeć na ten gatunek obiektywnie. W dialogach między bohaterami W deszczu wyczuwałam momentami taką sztuczność i pompę, że większą naturalnością mogą pochwalić się aktorzy w tanich reklamach telewizyjnych. Autentycznie pomyślałam sobie: Stary, weź już daj spokój po jednej z przesłodzonych kwestii Aleksa. Nawet w scenach, gdy bawił się z młodszym bratem, nie czułam tej swobody, która powinna w nich towarzyszyć.
Skoro jestem już przy temacie słodkości… O rany, pod tym względem końcówka zabiłaby niejednego diabetyka! Pomiędzy Aleksem i Kayla było tak uroczo, że po prostu nie dało się w coś takiego uwierzyć. Nie pasowało to ani do klimatu historii, ani do Aleksandra, który od początku książki zachowywał się jak dupek, a jego przeszłość do najciekawszych nie należała. I taki facet gadał czasami takie rzeczy… Mówi się, że miłość odbiera rozum. Może to właśnie spotkało Aleksa.
Pomimo tych wad przez trzy czwarte książki naprawdę mi się podobało. Było lekko, chwilami przyjemnie, zapowiadało się dobre guilty pleasure, bo płakać przy tym wiedziałam, że nie będę. Ale zakończenie totalnie zepsuło moje pierwsze odczucia. Tak jak wspomniałam: było słodko, że aż mdło; było dramatycznie, że aż przesadnie. Było też za łatwo: jak na to, jak skomplikowana przeszłość była między Aleksem i Kaylą, ich ponowne zejście skończyło się zbyt szybkim happy endem.
Tak naprawdę to nie wiem, czy W deszczu podobało mi się, czy nie. Nie było tak złe, żebym bez wahania wsadziła tę książkę na półkę pod nazwą „Słabizny, nie polecam”. Nie było też na tyle dobre, bym poleciła je w pierwszej kolejności, gdy ktoś poprosi mnie o rekomendacje książki z gatunku new adult. Czuję na pewno, że ta historia nie zapisze się w mojej pamięci na długo i to chyba najlepiej o niej świadczy.