Pierwszy tom Viriona nie wzbudzał we mnie przesadnych oczekiwań i zaskoczył mnie mocno i pozytywnie. Drugi tom, wydany w odstępie niecałego roku, Virion. Obława, ma już pewien poziom do osiągnięcia. Krótki czas od pierwszej części sprawia, że wydarzenia ukazane w książce są wciąż żywe w pamięci czytelników, ale czy nie za mało czasu upłynęło, by napisać coś, co potrafi ponownie zaskoczyć?
Drugi Virion odchodzi od początkowego wypadu w przyszłość, na rzecz bardziej standardowego rozwoju akcji. Bohater dociera do leśnej osady, w której może odpocząć – ukrywając się wśród innych zbiegów i wyrzutków codzienną pracą rozwija ciało na wzór Conana oraz zacieśnia relację z Niki. Cesarstwo nie zapomina o nim – wkrótce tytułowa obława wydziera go ze spokojnego życia i ponownie zmusza do ucieczki, rzucając już nie zwykłych łowców, ale znacznie niebezpieczniejszą czarodziejkę.
Historia w założeniu jest prosta (jedni gonią, drudzy uciekają), przedstawiona z obu stron zyskuje w szczegółach. Początkowo prezentowane spokojne, choć ciężkie, życie drwala, jest oczyszczające tak dla Viriona jak i dla czytelnika i, mimo że akcji jest stosunkowo niewiele, trudno rozstawać się z nakreślonym, prostym życiem. Nieco szkoda, że stworzone tło jest porzucane w pośpiechu i bez specjalnego rozwiązania. Jest to uzasadnione obławą, chociaż chciałoby się czegoś więcej. Podobnie jak w poprzednim tomie wszystko koncentruje się na przygotowaniach do starcia obu stron, coraz częstszej wymianie „ciosów”, a kończy na bezpośredniej konfrontacji.
Virion wciąż się uczy, wciąż jest nieopierzony i dopiero zbliża się ku znanemu nam z Achai szermierzowi. Powoli rozwijana postać Niki jest sympatycznym zwierzątkiem, które autor sukcesywnie „ożywia” do pełnoprawnej postaci. Taida pojawia się w początkowych rozdziałach i znika, wiedziona zemstą traci chyba najwięcej, tak fabularnie, jak i charakterologicznie. Najciekawiej prezentują się postacie czarodziejki Luny i niewolnika Kili – ich wzajemna relacja ewoluuje bardzo mocno i jest jasnym punktem książki, nie zahaczając przy tym o banał. Samego Kilę polubi chyba każdy – sprytny niewolnik o niewiarygodnym zmyśle przetrwania to jedna z tych postaci, których nie zapomina się nawet długo po tym, gdy przewróci się ostatnią stronę.
Nadal broni się dialog, brakuje trochę tych trafnych, mięsistych wymian, jak ta z szermierzem natchnionym z pierwszej części, ale wciąż jest dobrze. Fani Ziemiańskiego zawiedzeni na pewno nie będą. Autor jest już na tyle doświadczony, że zwykle trafia z koszarowym humorem, za który niektórzy go cenią, niektórzy nie cierpią; posługując się piórem sprawnie, prostym językiem oddaje wszystko co trzeba. Mimo dość banalnej historii, zwroty akcji są nadal niedoścignione. Kto zaczytywał się w Achai zdaje sobie sprawę jak szybko tok wydarzeń może się odmienić o 180 stopni.
Drugi tom Viriona nie jest może lepszy od poprzednika, ale to wciąż bardzo dobra, wciągająca powieść, do przeczytania jednym tchem. Przekleństwo drugiego tomu jest dość mocne, a końcowe zawieszenie akcji to zmyślna złośliwość; jednak talent autora do łączenia szczegółów w satysfakcjonujący sposób uspokaja – trzeci tom będzie co najmniej tak samo dobry. Nic tylko zacierać ręce i czekać, bo seria póki co jest mocną propozycją tak dla fana Achai, jak i dla nowego narybku jej Imperium.