Od książek takich, jak Tylko jedno kłamstwo oczekuję zazwyczaj trzech rzeczy: by lektura książki okazała się przyjemna, by minęła mi szybko oraz bym się do końca powieści nie domyśliła, kto zabił. I w przypadku historii spisanej przez Kathryn Croft, nie zawiodłam się.
Tara zdaje się mieć wszystko, czego każdy może potrzebować do szczęścia – kochającego męża Noah i dwójkę dzieci, nastolatkę Rosie i synka Spencera. Kobieta jest bardzo zżyta z siostrą i zaczyna coraz mocniej angażować się w to, co naprawdę ją pasjonuje, czyli malarstwo. Pewnego dnia jednak budzi się w domu sąsiada, w jego łóżku, nie pamiętając nic z tego, co stało się wieczór wcześniej. Dodatkowo, sąsiad okazuje się martwy, a Tara w ciągu sekundy musi podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu – zadzwonić po policję i przyznać, że nie jest w stanie udowodnić swojej niewinności, czy uciec z miejsca zbrodni bez słowa.
Tylko jedno kłamstwo to książka, w której akcja bardzo szybko idzie do przodu, czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi, bo autorka co chwilę zmienia, rozbudowuje lub wplata nowy wątek. Pomimo wielości zdarzeń i bohaterów, fabuła konsekwentnie zmierza do konkretnego, bardzo zaskakującego finału. Zakończenie powieści, w której okazuje się, kto jest mordercą, stanowi bardzo miłą niespodziankę i jest jednym z mocniejszych punktów tej historii.
Poza tym, Kathryn Croft bardzo umiejętnie wodzi czytelnika za nos – sposób, w jaki spisała wymyśloną przez siebie historię sprawia, że co chwilę rzuca fałszywe tropy i sugeruje fakty, które finalnie okazują się mieć zupełnie inne rozwiązanie czy definicję. To sprawia, że książkę czyta się nie tylko niezwykle szybko, ale też z niesłabnącym zainteresowaniem. Zresztą zdaje się, że właśnie taki cel przyświecał pisarce – by stworzyć powieść, która idealnie wpisze się w ramy gatunku, zainteresuje czytelników i sprawi, że przyjemnie spędzą oni czas na lekturze. Udało jej się to osiągnąć, a Tylko jedno kłamstwo to idealna książka na jesiennie wieczory, zapewniająca lekką i przyjemną rozrywkę.