Po lekturze Trzech serc mam tylko jedną refleksję – dawne książki mają w sobie wszystko, co powinny mieć. Tu wszystko ze sobą współgra: świetna historia, która faktycznie wymagała kunsztu, doskonały język i ten koloryt międzywojennej Warszawy. Myślałam, że seria o znachorze jest najlepszą z książek Dołęgi-Mostowicza, jednak im więcej czytam jego tytułów, tym bardziej przekonuję się, że jest to bardzo dobry pisarz z genialną wyobraźnią twórczą.
Trzy serca prezentują trzy różne osobowości. Hrabia Tyniecki prowadzi nocny styl życia, dlatego bliskie mu są wszelkie bary, restauracje i dansingi. Jego kuzynka Kate jest jego przeciwieństwem. Trzecią postacią jest Maciek – brat mleczny hrabiego i nieślubny syn kucharki. Z pozoru wszystkie postacie są bardzo różne i nie łączy ich nic prócz postaci hrabiny. Gdy jednak matka Maćka umiera, na łożu śmierci wyznaje, że Gogo wcale nie jest hrabią. Dzieci przy urodzeniu zostały podmienione i prawdziwym dziedzicem majątku jest Maciek. W jednej sekundzie życie większości osób zostaje wywrócone do góry nogami.
Wraz z rozwojem fabuły Dołęga-Mostowicz wprowadza do swojej historii coraz więcej bohaterów, z których każdy kolejny jest postacią barwniejszą od poprzedniej. Z jednej strony mamy nocne życie międzywojennej Warszawy. Autor przedstawił ją w świetny sposób, pełen uciech, zabaw i bez hamulców. Z drugiej strony w ten świetny klimat wpisują się postacie, równie barwne, jak otoczenie w jakim przyszło im egzystować.
Mam wrażenie, że powieściopisarstwo Dołęgi-Mostowicza zostało dziś już w większości zapomniane, a to bardzo zły kierunek. To bardzo inteligentne pozycje, w której znajduje się ogromny przegląd ludzkich zachowań i charakterów. Ja kontynuuję zapoznawanie się z jego dziełami i wszystkim bardzo polecam.