Widzę: Anna Kańtoch, myślę: nareszcie! Na każdą jej kolejną książkę czekam z taką samą niecierpliwością jak Polacy na słoneczne dni w tym roku.
Marcin, Milena i Mati zostają sami, gdy ich rodzice znikają bez śladu na wycieczce do lasu. Okazuje się, że mimo dorastania razem, każde z nich zachowało w pamięci odmienne obrazy dzieciństwa, a zwłaszcza moment zaginięcia mamy i taty. Trzydzieści lat później niespodziewanie znika też młody chłopak, który wraz z rodzicami mieszkał w domu zaginionych.
Akcja zabiera nas w malownicze rejony Żywiecczyzny, a Kańtoch jak nikt umie podkręcić panującą weń atmosferę mroku, niepokoju i tajemnic. Z autopsji znam wszystkie wady i zalety bycia częścią małej społeczności, a małomiasteczkowy klimat jest tym, który w literaturze cenię szczególnie.
Bieżące wydarzenia mieszają się ze słodko-gorzkimi wspomnieniami z przeszłości i choć akcja biegnie własnym tempem, to właśnie nastrój, zaskakujące plot twisty oraz portrety psychologiczne postaci zamieszanych w sprawę odgrywają tu najważniejszą rolę.
Tajemnica z przeszłości, radzenie sobie z traumą, wiarygodność wspomnień i kryminalna zagadka, to wszystko znajdziecie w najnowszej powieści Anny Kańtoch pt. "Trzecia osoba".
