Achaję Ziemiański pisał dla siebie, do szuflady. Z tej szuflady dziewczyna wyszła i spodobała się tak licznej grupie, że kolejne sequele, a nawet i prequel nie dziwią wcale. Wartka akcja, powiązana z fantastycznymi pomysłami i silną, centralną postacią kobiecą, zdobyły sobie miejsce na regałach i stało się to w pełni zasłużenie. Toy Wars zalatuje Achają na kilometr, ale nią tak na szczęście, jak i niestety, nie jest.
Toy to była prostytutka, drobna i młoda dziewczyna, która w jakiś sposób stała się detektywem. Jeżeli z tego wyżyje przez 10 lat, dostanie olbrzymi majątek, odziedziczony po swoim 'sposobie'. Póki co żyje na kocim żarciu. I egzystuje sobie tak do momentu, gdy do jej biura wchodzi bardzo niebezpieczny człowiek, a Toy nagle zostaje najemniczką. Akcja zaczyna się błyskawicznie, już po kilku stronach nasza bohaterka bierze udział w pierwszej misji i to nie byle gdzie, bo w kosmosie. Następnie szybciutko obserwujemy kolejną przygodę w Afryce. Po dwóch opowiadaniach, gdy spodziewamy się, że taka formuła zostanie utrzymana, dostajemy właściwą, zajmującą 2/3 całej treści, powieść, w której sprawa straszącego w kościele ducha rozwija się w coś zupełnie innego. Konstrukcja jest dość pokraczna, początkowe misje są zdecydowane zbyt krótkie, ale co przyjemne to fakt, że mają one duży wpływ na to co się dzieje dalej, mimo że kilka szczegółów zostaje także zignorowanych. Dobrze w ogóle odłożyć tu logikę na bok, bo w całych 'wojnach Toy' nie za bardzo się ona przyda.
Toy jest bohaterką nieco na wzór Wędrowycza, takim skrzyżowaniem Rambo, Sherlocka Holmesa i patologicznej nastolatki. Gdy była prostytutką, uzależniła się od kokainy, co naprawiono, ale jeśli chociaż spróbuje czegoś mocniejszego niż papierosy albo alkohol (od czego nie stroni), to kopnie w kalendarz jak Chuck Norris w bandytę. Podobno też narkotyki poczyniły zniszczenia w jej mózgu, co często jest wspominane, ale nie ma to przełożenia na to, co się dzieje. Dziewczyna dochodzi do wniosków lepiej niż wspomniany wcześniej najlepszy przyjaciel Watsona, łącząc fakty z wątpliwych przesłanek. Nie wiadomo skąd się to bierze, bowiem nie przedstawia sobą zbyt wiele w kwestii edukacji czy doświadczenia. Nie ma tu także mowy o rozwoju naszej bohaterki. Pozostaje nam taki żeński Wędrowycz i tyle.
To też w zasadzie różni Achaję od Toy Wars: ta druga jest znacznie bardziej komediowa, co znamiennie bo i ta pierwsza nie należała do przesadnie ciężkich pozycji. Dialogi polegają na przerzucaniu się docinkami, większość akcji, nawet tych brutalnych jest podawana w lekkim tonie, żart podpiera żart. Są też fragmenty poważniejsze, takie w których budowane jest mocniejsze tło, omawiane są poważne sprawy, poznajemy jakieś futurystyczne zagwozdki.
Sam humor też jest dość nierówny. Koszarowy dowcip to normalka przy twórczości Ziemiańskiego, tutaj momentami mocno przesadził. Ale akurat humor jest dość grząskim terenem, który ciężko dopasować i mimo wielu chybionych gagów, znajdują się fragmenty, które bawią, może nie do łez, ale właśnie tak dobrze, tak akurat. Szkoda, że nie ma ich więcej, w imię zasady jakość, a nie ilość.
Realia to bliżej niesprecyzowana przyszłość, wielkie korporacje silniejsze od państw, statki kosmiczne wylatujące w głęboki kosmos, dość poważny skok technologiczny. Świat przedstawiony jest prezentowany po łebkach, tak jak i każda z postaci drugoplanowych. Mają swoje imiona i nawet można je zapamiętać, ale nie posiadają żadnej głębi. Akcja jest na tyle szybka, skupiona wokół dialogu, że nie ma czasu na budowanie niczego więcej.
Toy Wars to specyficzny kawałek tekstu. To nie jest współczesna Achaja, chyba że patrzymy na to, że główną bohaterką jest kobitka co potrafi walczyć i przeklinać. Opowieść o Toy to film z Van Damem, tylko że śmieszny. Czytelnik musi zostawić logikę i nie przejmować się chociażby tym, że detektyw i najemnik to dwie różne rzeczy. Jeżeli to się uda, to wraz z naszą małą Zabaweczką da się rozluźnić i zrelaksować. Od tego w końcu są zabawki.