Jeśli macie ochotę na kawał naprawdę dobrego rzetelnego kryminału, to zapraszam was do sięgnięcia po najnowszą powieść Ludwika Lunara Tańcząc na prochach zmarłych.
Osiemnastoletnia Karolina Langiewicz nigdy nie wróciła do domu po tym, jak wraz z przyjaciółmi świętowała pierwszy dzień wiosny na gdańskiej plaży. Więc gdy w Bałtyku pojawia się ciało topielicy, wszyscy sądzą, że należy ono do zaginionej. Sprawą zajmuje się aspirant Edward Sokulski, a wspierać go będzie Daria Tyszka.
Autor zabiera nas w podróż po mniej i bardziej znanych zakątkach Trójmiasta, które osobiście uwielbiam, więc umiejscowienie weń akcji sprawiło mi niebywałą przyjemność. Znajdziecie tu kawał świetnego policyjnego śledztwa, od wizyty w prosektorium począwszy, przez rozmowy i przesłuchania potencjalnych świadków, na poszukiwaniach choćby najmniejszego punktu zaczepienia, skończywszy. Tak szczegółowo opisana praca śledczych pozwala nam na zaangażowanie i stanie się częścią zespołu.
Co się stało z Karoliną? Czy pochłonął ją trójmiejski seksbiznes, a może trafiła w ręce seryjnego mordercy kobiet, bo wszystko wskazuje na jego długoletnią obecność? Jego niestandardowe działania rodzą pytania o motywację.
To również opowieść o ludziach bez sumienia, którzy bogacą się, wykorzystując zdesperowane rodziny chcące ratować życie i zdrowie najbliższych.
Krótkie rozdziały nadają akcji dodatkowej dynamiki, która toczy się własnym tempem, a na plus odczytuję brak zbędnej brutalności, choć nie sposób całkowicie się bez niej obejść. Z pozoru prosta i nieskomplikowana sprawa, okaże się głębsza niźli wody Bałtyku.