Na odległej, suwalskiej wsi trwa remont starej willi, w której doszło do morderstwa. Nadzorująca go młoda i ambitna projektantka wnętrz, Magdalena Żaboklicka, zostaje wciągnięta w wir wydarzeń, których areną zostają Szurpiły. Wydarzeń z pozoru niewytłumaczalnych, ocierających się o legendy i podania sprzed wieków. Młodej projektantce z odsieczą przybywa Waldemar Mrocz – redaktor czasopisma o nadprzyrodzonych zjawiskach. Według nieustraszonego pogromcy zjawisk paranormalnych, w oparciu o stare lokalne podania i legendy sprzed wieków, winnymi ostatnich wydarzeń w okolicy są wilkołaki i ma zamiar to udowodnić. Tymczasem w okolicy dochodzi do kolejnych incydentów…
Czy badającemu sprawę aspirantowi Nowickiemu uda się znaleźć normalne wyjaśnienie i osoby odpowiedzialne za ostatnie wydarzenia zostaną doprowadzone przed wymiar sprawiedliwości, a w Szurpiłach i okolicy zapanuje spokój? A może jednak trzeba będzie przyznać, że siły i postacie ze starych legend i podań istnieją naprawdę?
Ciemna i tajemnicza okładka oraz opis od wydawcy nastrajają czytelnika na mroczny kryminał z wątkiem paranormalnym. W rzeczywistości Krzysztof Jasza zaserwował czytelnikowi kryminał o zabarwieniu przygodowym z elementami fantastyki i krótkim wątkiem romantycznym, który czyta się szybko i przyjemnie. Jest to pozycja nieco zaskakująca, z oryginalnymi i nieco specyficznymi bohaterami, którzy dodają kolorytu powieści. Jednakże chwilami są nieco przerysowani i groteskowi – Magda, młoda i niezależna silna kobieta niczym Vin Diesel rozkłada na łopatki wrogów o nadludzkiej sile i refleksie, a redaktor Mrocz, pod wpływem narkotyku wyrywa kaloryfery ze ściany, bliżej mu jednak do piwniczaka niż do siłacza.
Słowem podsumowania, Tajemnice Suwalskiego Jeziora to dosyć specyficzne połączenie gatunków, które nie każdemu może przypaść do gustu. Jeśli czytelnik szuka trupów i krwi to nie tędy droga. Natomiast jeśli szuka tajemnicy i przygody w kryminalnym wydaniu z nietypowymi postaciami, to jest to pozycja godna polecenia. Ja polecam i uważam, że perypetie Magdy, aspiranta Nowickiego i redaktora Mrocza z tchórzofretką w kieszeni, czytało się dobrze.