Życie szesnastoletniej amerykanki Elsy w mgnieniu oka zmieniło jedno zdjęcie. Oblicze ofiar tragedii w Rwandzie, fotografia dokumentująca absolutną rozpacz, uświadomiły jej, że nie ma prawa skarżyć się na swoje życie. A te, niestety nie rozpieszczało jej nigdy.
Mieszkając z matką w biednej dzielnicy Darchester, opiekując się chorą siostrzenicą, ledwo wiązały koniec z końcem. Zawarty w artykule apel o pomoc w siłach ONZ, wyznaczył jej jednak cel życia. Ukończywszy szkołę pielęgniarską i zdobywając doświadczenie na oddziale ratunkowym bostońskiego szpitala, zgłasza swoją kandydaturę do pracy, jako pracownik organizacji humanitarnej. Po tragedii 11 września 2001 roku zostaje przydzielona przez francuską agencję Aide du Monde do pracy w Afganistanie, w miasteczku Bamijan.
Zderzenie z tym co zastała na miejscu, przeraziło ją. Z pewnością nie była już w Dorchester, ale to właśnie Dorchester przygotowało ją na to miejsce. Przekonana, że będzie ratować zdesperowanych ludzi, zaskoczona odkryła, że to miejscowi uratowali ją, przyjęli, jakby to było jej miejsce. Afgańczycy nauczyli ją radzić sobie z nieszczęściem. Poznała prawdziwą przyjaciółkę oraz miłość swego życia.
Autorka wplotła w losy Elsy historię afgańskich kobiet, codziennie walczących o przeżycie, którą przedstawiła na podstawie Parwin, jej późniejszej przyjaciółki, silnie wzbogacając tym swoją powieść.
Książka warta jest poświęcenia jej czasu, obawiam się jednak, że wiele osób przejdzie obok niej obojętnie. Jej tytuł bowiem, jest największą krzywdą, jaką mogła zrobić powieści autorka. Oczywiście, po lekturze, czytelnik doskonale rozumie, jak ważna była dla bohaterki szminka, do jakiego symbolu urósł fakt, malowania ust, nie tylko przez Elsę. Pierwsze jednak spotkanie z tytułem, może dla wielu okazać się odstraszające. A niewskazane byłoby ominąć tę historię, napisaną na podstawie doświadczeń autorki z pracy na misjach humanitarnych w krajach dotkniętych wojną.
/MC/