Ponad połowa roku za nami, a Michał Gołkowski zdążył wydać „ledwie” dwie książki. Ktoś, kto zna autora nieco dłużej, mógłby wręcz pomyśleć o problemach z twórczością czy wypaleniu zawodowym. Żarty na bok, bo przecież liczy się jakość, a nie ilość. Wydany początkiem tego roku SybirPunk był świetnym tego przykładem. Jak natomiast wypada na jego tle drugi tom?
SybirPunk vol. 2 to kontynuacja, jak można się spodziewać, tomu pierwszego powieści o tym samym tytule. W kwestiach fabularnych dalej pozostajemy na tych samych torach i zaczynamy niemal z tego samego miejsca, gdzie skończyła się historia opowiedziana w części pierwszej. Aleksander Khudovec, lub też Chudy, po niezwykle zuchwałym przejęciu zakładu w Baryszewie ustanawia się w roli prezesa świeżo nabytego mienia. Natychmiast przystępuje do wdrażania swoich ambitnych planów, lecz świat NeoSybirska nie byłby sobą, gdyby nie rzucał mu kolejnych kłód pod nogi. Ze zdwojoną siłą powracają także pewnie stare sprawy, które nie do końca zostały rozwiązane. Musząc poradzić sobie z teraźniejszością i niedawną przeszłością jednocześnie, Chudy musi uważać, by nie opuścić gardy.
Przypominając sobie wrażenia po pierwszym tomie, pamiętałem głównie o nieco dłużącym się wstępie. Chwilę trwało zanim cała narracja została dobrze nakreślona, a to głównie przez wielowątkowy charakter powieści, która w końcu gdzieś swój początek musiała mieć. Całe szczęście, że kiedy historia rozkręciła się na dobre, to nie zwalniała aż do ostatniej strony. Tom drugi zdaje się podtrzymywać tę regułę, z tym wyjątkiem, że tutaj historia nabiera tempa już od pierwszych stron. Jako czytelnicy jesteśmy od razu rzuceni w wir akcji, który skutecznie podtrzymuje napięcie do samego końca.
Ci, którzy czytali poprzedni tom, z pewnością poznają się na charakterystycznym stylu autora, którego tu oczywiście nie brakuje. Zwięzłe, naturalne dialogi, raczej oszczędne, acz dobitne opisy, wartka akcja i częste wstawki humorystyczne. Właściwie kwintesencja literatury rozrywkowej, od której ciężko się oderwać, i która tak mocno wpisała się już w portfolio Gołkowskiego. Jego twórczość raczej przyzwyczaiła nas do obserwowania fabuły z perspektywy tylko jednej jednostki – protagonisty. To on pierwszoosobową narracją prowadził czytelnika w głąb lektury i ukazywał świat przedstawiony swoimi oczami. Tu również nie jest inaczej.
Jednak, o ile w poprzednich powieściach postacie drugoplanowe były często wręcz statystami stanowiącymi wypełnienie świata, no może poza paroma wyjątkami, tak w SybirPunku vol.2 bardzo zyskali na znaczeniu. Już przy recenzji tomu pierwszego zwróciłem na ten aspekt uwagę, więc warto się do niego odnieść po wrażeniach z drugiej części. Gołkowski mocno się postarał by zaprezentować całą wręcz plejadę osobowości. Od ekscentrycznego i ekspresyjnego oligarchy, aż po opanowanego i oszczędnego w gestach androida. Cieszy fakt, że postacie te ciągle wchodzą w interakcję z bohaterem, wpływają na jego działania, a sam czytelnik co jakiś czas dowiaduje się o nich paru rzeczy, bowiem każda z nich ma swoją własną historię do opowiedzenia. Niezaprzeczalnie jest to element, który spina całą opowieść w jedność, sprawiając, że NeoSybirsk tętni życiem i wydaje się wręcz autentycznym obrazem przyszłej rzeczywistości.
Podsumowując, SybirPunk vol. 2, to niezwykle udana kontynuacja książki o dosyć oryginalnej tematyce i stylu. Stylu, który zgarnia masę stereotypów, realnych, niekiedy podłych ludzkich cech, przepuszcza przez filtr słowiańszczyzny i wypluwa w niedaleką, niekoniecznie optymistyczną wizję przyszłości. A wszystko łączy się w spójną, dynamiczną i szalenie przyjemną opowieść. Szkoda przejść obojętnie.