Roztańczony Londyn lat 80., dzielnica multi-kulti i przyjaźń dwóch dziewczynek, które poznają się na zajęciach z baletu i od tej pory łączy je niewidzialna nić rywalizacji, fascynacji i wzajemnej zależności. Przyciąga je do siebie podobieństwo wizualne, piegi i ten sam kolor skóry – „jakby wykrojono je z jednego kawałka jasnobrązowego materiału“ – który wyróżnia je na tle białych koleżanek. Przyjaźń jest ochroną przed ich rodzinami, ale nie zwycięża nad ciągłą chęcią bycia lepszą i triumfowaniem nad tą drugą. Główna bohaterka, bezimienna narratorka, zadręczana jest przez swoją matkę, pochodzącą z Jamajki czarną feministkę, będącą u progu kariery politycznej, aspiracjami do bycia kimś lepszym, do wyrwania się z osiedla brudu i nędzy, osiągnięcia czegoś więcej niż urodzenia gromadki dzieci i pobierania zasiłku. Z kolei Tracey chce być gwiazdą, chce tańczyć i pławi się w blasku reflektorów. Wszystkim naokoło opowiada, że jej zawsze nieobecny ojciec wchodzi w skład zespołu tanecznego Micheala Jacksona. Swoimi marzeniami zaklina swoją patologiczną rzeczywistość – matkę, lubiącą pociągnąć coś mocniejszego z butelki i ojca kryminalistę, który wcale nie przebywa na wiecznym tournée.
Dorosłość rozdzieli przyjaciółki, ta bardziej utalentowana dostanie się do szkoły teatralnej, przez jakiś czas będzie się wydawało, że jest tą lepszą, której się w życiu udało, a w końcu wróci tam, skąd odeszła – do szarego bloku po zasiłek, z nadwagą i trójką dzieci na karku. Druga skończy byle jakie studia i zasili szereg asystentek wielkiej gwiazdy na skalę Madonny – kontrowersyjnej Aimee, na której wyuzdanych teledyskach się wychowała. Stanie się osobą bez właściwości, zawsze zależną od kogoś innego, żyjącą nie swoim życiem. Bez Tracey jest nikim, nie jest tą lepszą, na którą kreowała ją jej matka. Nawet nie stanie się namiastką pokładanych w niej nadziei i marzeń.
Zadie Smith otwarcie przyznaje się w wywiadach do inspiracji tetralogią neapolitańską Eleny Ferrante – tematu bycia nierozerwalnie przywiązanym do kogoś, z kim łączy cię wieczna rywalizacja. Motyw skomplikowanej przyjaźni jest kręgosłupem historii Swing Time, na którym zbudowane są znane już z poprzednich powieści Smith zagadnienia globalizacji, klasowych podziałów, multikulturowości, a także poszukiwania własnej tożsamości, często narzucanej przez społeczeństwo i zamkniętej w konwenansach, które ciągną nas w dół. Nad bohaterami krąży widmo samotności, wewnętrznej pustki spowodowanej pracą, przywłaszczającą sobie każdy skrawek życia prywatnego. Są też puste marzenia, utopione w błocie, zanim zdążyły mieć szansę na realizację. Choreografia, do której tańczą bohaterowie Smith, jest pełna smutku – kroki może są i szalone i pozornie swobodne, ranią jednak stopy do krwi.