Z wypiekami na twarzy pochłaniałam postapokaliptyczną Suszę, nie mogąc uwierzyć w wizję, którą roztoczyli przede mną autorzy, Neal i Jarrod Shusterman. Choć gdyby ktoś dwa lata wcześniej powiedział mi, że świat opanuje śmiercionośny wirus, również nie dałabym mu wiary. Jednego nauczyłam się na pewno: wszystko jest możliwe. I ta myśl przeraża mnie najbardziej.
Wszechobecna susza nękająca Stany Zjednoczone spowodowała wiele rystrykcji, między innymi zamknięcie dopływu wody w Kalifornii. Następnym krokiem jest brak prądu. Ludzie zaczynają wpadać w panikę.
Wydarzenia śledzimy z perspektywy dwójki bohaterów, nastoletniej Allyson oraz jej sąsiada, Keltona. Choć chłopak jest trochę specyficzny, co nie dziwi biorąc pod uwagę, że jego rodzina od lat przygotowuje się na różne postapokaliptyczne scenariusze, to Ally ma ogromne szczęście, że ktoś taki będzie obok niej, gdy wszystkie z nich zaczną się spełniać. W treść wplecione zostały również perspektywy przypadkowych ludzi, obrazujące ich zachowania w kryzysie.
Susza to straszna, i patrząc na codzienne wiadomości (nieustanne pożary, wichury i powodzie) bardzo realistyczna wizja. Trochę boję się tego typu książek, a jednocześnie coś nieodparcie mnie do nich przyciąga. Podczas lektury jestem rozdarta, ogarnia mnie strach, ale i ciekawość, co stanie się z naszymi bohaterami, jak potoczą się ich losy na tej spalonej słońcem ziemi. Są młodzi, nieidealni i pozostawieni sami sobie.
Pewnie dobrze znacie to uczucie, gdy coś was przeraża i ekscytuje jednocześnie, właśnie takie emocje towarzyszyły mi podczas tej lektury. Napięcie narasta stopniowo, atmosfera gęstnieje z minuty na minutę. Ze zgrozą obserwujemy, jak splot sprzyjających okoliczności uwalnia z ludzi potwory. Ukazane zostały również mechanizmy kontroli sprawowanej przez tych bardziej zaradnych, w jaki sposób cynicznie wykorzystują tego typu sytuacje do załatwienia własnych interesów.
"Najwięksi inwestorzy zbijają kapitał podczas kryzysu".