Stan zdumienia Ann Patchett to powieść zdumiewająca. Jestem pod wielkim wrażeniem niesamowitej narracji, która mnie wciągnęła od pierwszej strony i nie pozwoliła odłożyć książki na dłużej, niż na czas posiłku.
Marina, naukowczyni, która jest w ukrywanym związku ze swoim szefem, musi opuścić swoje spokojne laboratorium i udać się do Brazylii. Jedzie tam, by dowiedzieć się, jak posuwają się prace nad lekiem, którymi zajmuje się Annick Swenson. Konfrontacja z tą postacią będzie dla Mariny powrotem do trudnej przeszłości, która zdeterminowała jej teraźniejszość.
Dzikość amazońskiej dżungli, w której nigdy nie chciałabym się znaleźć, przeraża mnie po tej lekturze jeszcze bardziej.
"Dżungla z jej skrzeczącymi wrzaskami śmierci i pełzającymi stosami liści raczej nie była miejscem, w którym można samotnie chadzać na popołudniowe spacery".
Powieść porównywana jest do Jądra ciemności Conrada, wg mnie słychać też było echa Ludzi na drzewach Yanagihary. Absolutnie doskonale stopniowane napięcie spowodowało, że byłam podczas całej lektury niesamowicie zaintrygowana. Tyle relacyjnych smaczków! Trudne wybory, pozwalanie sobie na więcej, niż w cywilizacji, decyzje podejmowane jakby pod dyktatem warunków – to wszystko sprawiło, że powieść była fascynująca. I Ester. Głuchoniemy, a jednocześnie najgłośniej krzyczący chłopiec dżungli, który skradł moje uczucia i spowodował, że odkładałam książkę z pękniętym sercem. Nadal się nie posklejało.
Jeśli traficie na recenzje mówiące, że książka nuży (ja z wielkim zdziwieniem takie spotkałam), dajcie jej mimo to szansę. Z wielkim prawdopodobieństwem wpadniecie w feerię brazylijskich barw i zapachów i nie będziecie chcieli jej opuścić.