Po momencie posuchy w zakresie thrillerów, w końcu w moje ręce wpadło coś, co przykuło moją uwagę i pokazało, iż gatunek ten może nadal zaskoczyć. Wszystko zależy od pomysłu i interpretacji fabuły, jak również od tego, z jakimi doświadczeniami autor podchodzi do kreowania fikcji. W tym przypadku pole do manewru było spore, wszak Hillary Clinton ma świetne zaplecze polityczne i dyplomatyczne, by okazać się wybornym konsultantem do thrillera z fabułą oscylującą wokół prezydentury, konfliktów zbrojnych podsyconych walką o surowce naturalne, szeroko pojmowanej kluczowej dyplomacji, czy w efekcie zagrożenia XXI wieku, jakim są ruchy terrorystyczne.
Nowa premier, mimo iż jest z całkiem innej opcji politycznej, niż nowo wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych, wybornie radzi sobie w bezwzględnej grze. Wysunięta przez swego politycznego przeciwnika na pierwszy ogień niczym baranek złożony lwom na pożarcie, skutecznie przekonuje do siebie ludzi postawą empatyczną, ludzką, a jednocześnie z dużą dozą charyzmy i sprytu. Gra wchodzi na wyższy poziom, gdy stawką staje się życie setek ludzi...
Stan terroru, w którym kluczową postacią jest nowo wybrana pani premier, zawiera wszystkie te elementy, które powinien zawierać dobry thriller: nieustannie towarzyszące fabule emocje, doskonała znajomość tematu przedstawiona laikowi, konkrety i dyskursy tworzące całościowy bardzo dobry odbiór oraz stosunkowo wartka akcja ze świetnie przemyślaną każdą sceną.
Z duetami autorskimi jest tak, że albo są wielkim niewypałem lub wręcz przeciwnie – wielkim sukcesem. Moim zdaniem Stan terroru to dobra, godna polecenia pozycja dla fanów w stylu narracji goszczącej chociażby w House of cards.