I co ja mam napisać w tym wstępie? Jak oddać hołd człowiekowi, który uczynił moje dzieciństwo dużo lepszym? Który inspirował miliony ludzi na całym świecie? Kto z was w latach 90. nie biegał do kiosku po kolejne numery komiksów o ulubionych superbohaterach? Dzięki komiksom nauczyłem się czytać i to one rozbudziły moją wyobraźnię. A jedną z najważniejszych osób w komiksowym światku był właśnie Stan Lee.
Mistrzu, dziękuję.
Po niedawnej śmierci legendarnego scenarzysty z tym cięższym sercem czyta się książkę Boba Batchelora, pisanej przecież w czasach, gdy Lee jeszcze żył. Z drugiej strony, to chyba najlepsza okazja, żeby zapoznać się z historią twórcy takich postaci jak Spider-Man czy Fantastyczna Czwórka.
W biografii Stan Lee. Człowiek-Marvel Batchelora przedstawia losy scenarzysty od dzieciństwa w czasach wielkiego kryzysu, po początki jego pracy w wydawnictwie, złoty okres komiksu, aż po ostatnie lata i próbę uniezależnienia się od korporacji-matki. Choć autor nie ukrywa swojej miłości do Stana Lee, nie unika przy tym kontrowersyjnych tematów z życia ikony; mowa tu chociażby o wieloletnim konflikcie z innym herosem epoki Marvel – rysownikiem Jackiem Kirby’m.
Książkę Batchelora czyta się bardzo dobrze – autor potrafi wciągnąć czytelnika w opowieść o człowieku, który odmienił światową popkulturę. Osoby, które lubią spędzać czas w świecie Marvel, mogą w przystępny dla siebie sposób pogłębić wiedzę o uniwersum i poznać kulisy branży komiksowej. Batchelor umiejętnie przy tym szkicuje tło społeczne i ekonomiczne poszczególnych epok. Zamiast romantycznej wizji dostajemy szczery obraz wydawniczego światka, gdzie o losach poszczególnych superbohaterów decyduje wyłącznie brutalny rachunek zysków i strat.
Szkoda, że wiele tematów zostało potraktowanych przez Batchelora po macoszemu. Autor przykładowo bardzo dużo miejsca poświęca rodzinnej historii Lee, ale im bliżej czasów współczesnych, tym pojawia się mniej konkretów. Czy tak bogate życie, jakie miał Stan Lee, można zmieścić na ledwie 360 stronach? W książce brakuje też przypisów czy bibliografii, ciężko więc ocenić jej wiarygodność. Wspomniałem wcześniej, że Batchelor nie boi się pisać o kontrowersjach: problem w tym, że brak mu dociekliwości i większość tego typu tematów rozstrzyga na korzyść Lee lub też rozmywa jego winy. To ostatnie aż tak bardzo mi nie przeszkadzało: Batchelor nie kreuje się na w pełni obiektywnego krytyka, lecz fana, który postanowił oddać hołd idolowi. Wszystko, od tytułu po projekt okładki, zwiastuje pozytywną historię legendy popkultury.
Stan Lee. Człowiek-Marvel przeznaczony jest przede wszystkim dla sympatyków komiksów i filmów z uniwersum Marvel, którzy w bezbolesny sposób chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o „Stan the Man” i wytworach jego wyobraźni, ale nie mają póki co ochoty na zbytnie zagłębianie się w szczegóły.