Michał Gołkowski dał się nam poznać jako płodny autor o niezwykle bujnej wyobraźni, który na dodatek ciągle się rozwija. Zawsze stara się zaskoczyć czytelnika, wprowadzić powiew świeżości, czy zmienić nieco styl swojej kolejnej książki. Stalowe Szczury są tego dobrym przykładem: całość rozpoczęła się od okopowej przepychanki, w kolejnej części mieliśmy tajne operacje na tyłach wroga, a Königsberg to już szpiegowski kryminał. Trzy lata przyszło fanom czekać na kolejny tom zatytułowany Otto. Jak po takiej przerwie Gołkowski odnalazł się na starym froncie?
Otto to czwarta część cyklu Stalowe Szczury zapoczątkowanego w 2015 roku przez Michała Gołkowskiego. Książki przedstawiają alternatywną historię osadzoną w klimatach pierwszej wojny światowej. Otto nie tyle bezpośrednio kontynuuje fabułę, co stanowi pewien epizod, pozwalający złożyć wszystko w całość. Autor bowiem zrezygnował z chronologicznego porządku na rzecz eksponowania co ciekawszych wydarzeń z całokształtu częściowo opartej na faktach, częściowy wymyślonej historii. Niezmiennie za wydanie odpowiada wydawnictwo Fabryka Słów, a czytelnicy ponownie mogą cieszyć oko schludną, zintegrowaną oprawą, z charakterystycznym dla serii stylem graficznym.
Jak już wspominałem Otto stanowi odrębny epizod ogółu, a akcja umiejscowiona jest w 1918 roku, czyli po Königsbergu, lecz przed Błotem oraz Chwałą. Ponownie przyjdzie nam wrócić na front zachodni gdzie, mogłoby się wydawać, wojna powoli zmierza ku końcowi. Po wielu manewrach i starciach jakimś cudem Paryż znalazł się pod kontrolą niemieckiej armii. Jednak zbyt rozciągnięte linie i braki w zaopatrzeniu nie pozwalą im długo cieszyć się sukcesem, a sami Francuzi rwą się do odbicia ukochanej stolicy. Zapada decyzja o odwrocie z miasta. Tytułowy bohater – Otto wraz ze swoim oddziałem, otrzymuje jeden ostatni rozkaz przed opuszczeniem Paryża. Splot wydarzeń prowadzi wesołą kompanię do niesamowitego znaleziska, które drastycznie zmieni im priorytety.
Pierwsze, co warto nadmienić, to tragikomiczny charakter powieści. Z jednej strony mamy do czynienia z pełną paletą koszmarów wojny z drugiej natomiast, autor stara się co jakiś czas wprowadzić uśmiech na twarz czytelnika. A to niewinny żarcik, jakaś zabawna sytuacja czy komiczny dialog. Zresztą sama kompozycja oddziału protagonistów to cała gama niespodzianek, stereotypów i dobrze dobranych przyjaciół, którzy jednak potrafią sobie zaleźć za skórę. Całość przypomina momentami Monty Pythona czy polskiego klasyka kinematografii – Jak rozpętałem drugą wojnę światową.
Wracając do samych bohaterów, to nietrudno zauważyć, że to właśnie wymienionej wyżej grupce dedykowana jest większa część książki. Widać to chociażby na przykładzie ich konstrukcji. Każdy jest nieco inny, posiada swój unikalny charakter i zestaw cech. Co do postaci drugoplanowych, to z wiadomych przyczyn są mniej zarysowane, chociaż i tu autor starał się wyróżnić każdą z osobna. Jeżeli chodzi o opisy, to stanowią one nienachalne uzupełnienie, które spokojnie pozwala rozhulać się wyobraźni. Nie są ani zbyt krótkie, ani przydługie. Raczej w typowym dla Gołkowskiego, zwięzłym stylu, dobrze komponującym się z szybkim prowadzeniem fabuły.
Natomiast najmocniejszym punktem powieści są bezapelacyjnie dialogi. Nie można nie odnieść wrażenia, że to tutaj autor włożył swoją duszę. Zabawne, tragiczne, refleksyjne, filozoficzne, żywe czy po prostu zwykłe, codzienne. Znajdziemy ich pełne spektrum. To one pozwalają uwierzyć w autentyczność postaci, ich emocje i przeżycia. W przypadku Otta, to właśnie dialogi dźwigają i spajają powieść w całość, sprawiając, że czyta się ją lekko i przyjemnie.
Sumując moje wrażenia po przeczytaniu Otto, muszę przyznać, że to kolejna powieść Gołkowskiego, która dostarczyła mi masę pozytywnych wrażeń. Prosta, lecz autentyczna i przyjemna historia, opowiedziana na zmianę raz komicznie, a raz na śmiertelnie poważnie, z wnętrznościami rozrzuconymi na szerokość okopu. Do tego ciekawe postacie, świetne dialogi, wartka akcja, a na końcu kolejny puzzel do całej tej układanki zwanej Stalowymi Szczurami. Nie pozostaje nic innego jak czekać na dalszą część. Oby nie tak długo, jak tym razem.