Martha ma czterdzieści jeden lat, męża Patricka, siostrę, którą uwielbia i całkiem niezłe życie. A przynajmniej tak by się mogło wydawać. Bo Martha jest też chora. Gdy była nastolatką, w jej głowie „wybuchła bomba” i od tego czasu kobieta zmaga się z chorobą, która zredefiniowała jej życie.
Podczas czytania recenzji na temat Smutku i rozkoszy spotkałam się z opinią, że Martha jest Bridget Jones „10 lat później”. I to jest idealne określenie głównej bohaterki. Jest kobietą, która nie goni za mężem i mniejszym obwodem w talii. Jest kobietą zmagającą się z wyniszczającą chorobą psychiczną, która wpływa nie tylko na nią, ale i całe jej otoczenie. Jest kobietą, która żyje z pisania, potrafi bawić się słowem i tworzyć ciekawe teksty, ale nie jest w stanie porozumieć się z własnym mężem. Jest kobietą, która zarabia całkiem niezłe pieniądze, ale w porównaniu z otoczeniem, w którym żyje, zawsze będzie nieco do tyłu. Jest kobietą, która jest niezmiernie blisko ze swoją siostrą, choć pochodzą z bardzo specyficznego, trudnego domu.
Powieść Meg Mason czyta się znakomicie, choć (wbrew rekomendacji na tylnej okładce), nie jest to historia, która sprawia, że płacze się ze śmiechu. To, że Smutek i rozkosz napisane jest lekko nie oznacza, że tematyka jest równie przystępna. Martha jest osobą, która zmaga się z chorobą, której nikt nie potrafi zdiagnozować. Odbija się od lekarzy, którzy zbywają jej obawy, nie traktują jej poważnie i nie mają nawet czasu z nią porozmawiać. Ona nie ma ani jednego dnia wolnego, nie może sobie odpuścić, bo nigdy nie wie, kiedy nastąpi kolejny epizod, który na jakiś czas wyłączy ją z „normalnego” życia. Jej siostra z kolei, rodząc dziecko, zauważa, że straciła swoja podmiotowość. Nie jest już kobietą, osobną jednostką. Jest matką i jako matka jest określana i definiowana. A przecież, decydując się na dziecko, nie wymazała automatycznie wszystkich swoich pasji czy cech charakteru. Jednak w oczach społeczeństwa, przestaje być sobą.
To są tylko niektóre z tematów, jakie porusza Mason w swojej książce. I choć całość czyta się szybko, robi się to ze ściśniętym gardłem, a nie parskając co chwilę śmiechem.
Przecież nie powinno tak być. Martha należy do tej bardziej uprzywilejowanej części społeczeństwa, może sobie pozwolić na wizyty u kolejnych specjalistów, a jeśli przez jakiś czas nie będzie pracowała, pensja męża wystarczy, by para nie musiała obawiać się o przyszłość. Tymczasem okazuje się, że ciemność, okalająca główną bohaterkę nie znika tylko dlatego, że (patrząc z boku) ma dość wygodne życie. I nawet jeśli Martha swój ból przykrywa sarkazmem i cierpkim humorem, jej cierpienie wybrzmiewa z niemal każdej strony.
Jednocześnie, im dalej w las, tym mniej pałamy do Marthy sympatią. Bo o ile jest ona niewymownie zmęczona swoją chorobą i bardzo jej współczujemy, to jednocześnie niekiedy kobieta wykorzystuje to, że jej bliscy chodzą wokół niej na palcach i wykorzystuje chorobę jako pretekst do niezbyt dobrego zachowania. Mason nie stworzyła bohaterki, która jest schematyczna i oczywista. I to kolejny powód, dla którego tę książkę czyta się tak dobrze.
Smutek i rozkosz to książka, którą czyta się bardzo szybko, ale która nie jest przyjemną i łatwą historią. Świetnie napisana, oryginalna. Zdecydowanie poleca się do lektury.