Miasto, nad którym zawsze świeci słońce, a spokój w nim panujący jest aż niepokojący. Saint Petersburg na Florydzie – pracuje tu więcej fryzjerów niż gdziekolwiek indziej, ponieważ starsze panie lubią mieć porządek na głowie. Dużo tu sklepów z aparatami słuchowymi, wszędzie można sobie zmierzyć ciśnienie, a pensjonaty charakteryzują się otwartymi werandami, na których fotele bujane ustawione są w równych rzędach. Karetki nie jeżdżą tu na sygnale, żeby nie wzbudzać niepotrzebnie niepokoju. Niezwykle spokojnie i kojąco napisana jest powieść Tove Jansson Słoneczne miasto, tak, że oddaje doskonale klimat Saint Petersburg – miasta, które nie jest fikcją literacką, a które autorka odwiedziła podczas jednej ze swych podróży. Musiało zrobić na niej ogromne wrażenie, skoro stało się inspiracją do napisania powieści. W tej sielskości Jansson zestawia ze sobą różne charaktery, ukształtowane przez lata i nienadające się do zmiany. Bohaterowie są u schyłku swojego życia, jedni tego świadomi, inni próbujący jeszcze czerpać ostatnie chwile. Wszyscy samotni, śmieszni przez swoją starość, zamknięci w sztucznym świecie, z którego nie wychodzi się już żywym.
Niestety Słoneczne miasto jest powieścią nijaką, mimo że z pozoru wszystko ze sobą współgra. Mnogość bohaterów, których czytelnik obserwuje jak przez szklaną szybę, dość szybko męczy, a brak emocji, wyważenie i spokój języka po prostu nużą.
Lepiej wypada druga, niewielka powieść Jansson – Kamienne pole, umieszczona w tym samym tomie. To również rzecz o starości, przemijaniu, ale też zmierzeniu się z przeszłością. Konfrontacja ojca z córkami, mężczyzny, który przez całe życie zatrzaskiwał drzwi przed rodziną i uciekał w słowa wystukiwane na maszynie do pisania. Dopiero na wspólnym wyjeździe uświadamia sobie, że nic o nich nie wie. Miota się między furią a szaleństwem, próbuje napisać biografię o niejakim Igreku, którego postać zaczyna nienawidzić, popija whisky w ukryciu i toczy kamienie na kamiennym polu. Tylko, czy taki egocentryk, do tego na emeryturze, jest w stanie dostrzec swoje błędy? A może te błędy są tylko błędami w oczach innych? I chyba właśnie ze względu na różnorodność emocji w Kamiennym polu to opowiadanie czyta się lepiej niż tytułowe Słoneczne miasto. Jest trochę napisane w bergmanowskim duchu, spokojny i prosty język zestawiony jest z intensywnymi i jakże skrajnymi uczuciami władającymi bohaterami. I dokładnie czegoś takiego oczekiwałam po prozie Tove Jansson dla dorosłych czytelników.