Sezon burz. Andrzej Sapkowski. SuperNowa 2013
Opowieść trwa! Historia nie kończy się nigdy! Wiedźmin Geralt nie umarł i wróci z zaświatów, by bronić ludzi w czasach, w których zło rozpanoszy się na dobre! Wiedziony natchnieniem – bądź chęcią zysku – Andrzej Sapkowski powraca do wspaniałego świata, który niegdyś stworzył. Postać wiedźmina na nowo odżywa, a miłośnicy fantastyki mają okazję poznać nieznane szerszej publiczności perypetie Geralta. W blasku błyskawic, przy akompaniamencie grzmotów, rozgrywają się nowe, burzliwe przygody wiedźmina i jego przyjaciela Jaskra. Rozpoczął się bowiem „Sezon burz”!
Po spotkaniu z Dana Meabdh i walce z dżinem, a przed odczarowaniem strzygi, w życiu Geralta z Rivii zdarzyło się jeszcze kilka wartych odnotowania faktów. Okrutny los pozbawił wiedźmina jego drogocennych mieczy i wmieszał w intrygę, a właściwie parę intryg, w których główną rolę odgrywają, jak zwykle, czarodzieje oraz, również jak zwykle, koronowane głowy i ich następcy. Miłośnicy odnajdą trochę cierpkiego wiedźmińskiego humoru, plus kolejny romans z czarodziejką, nieustanne ratowanie skóry Jaskrowi, oraz menażerię potworów wyraźnie wrogo nastawionych do ludzi (niektóre z monstrów zdają się jednak być coraz mniej przekonujące – zwłaszcza efekty mutacji genetycznych, takie jak „wigilozaur” (!) – choć może w tym wypadku najzwyczajniej w świecie kiepska nazwa rzuca się cieniem na samego stwora).
Chwilami wydaje się, że pojedyncze pomysły tworzone były osobno, jako nie uwzględnione w sadze wątki, które Sapkowski postanowił teraz połączyć w swoim charakterystycznym filmowym stylu narracji w sceny tworzące kolejną przygodę. Wydaje się ona nie do końca przemyślana, a już na pewno mniej spójna niż poprzednie perypetie Geralta. Dlatego też osoby chcące zapoznać się z twórczością Sapkowskiego należy koniecznie odwieść od zamiaru czytania „Sezonu burz” i dać im do rąk któryś z tomów opowiadań lub pierwszą część sagi. Niech będą mieli okazję poznać pisarza w jego szczytowej formie.
Niepokojąca jest również duża ilość łacińskich wtrętów, powstałych pewnie po romansie Sapkowskiego z husytami i ich średniowiecznymi przygodami. O ile w powieści rozgrywającej się w wiekach średnich użycie łaciny było uzasadnione, to pojawienie się terminów z prawa rzymskiego lub łacińskich nazw zajazdów skutecznie burzy nastrój, który był wszakże mocną stroną wiedźmińskiej sagi. W tej kwestii Sapkowski kontynuuje swoje postmodernistyczne eksperymenty z dwóch ostatnich części cyklu o wiedźminie, w których pojawiają się motywy arturiańskie. Były one jednakże bardziej przekonująco wyjaśnione niż, na przykład, łacińskie datowanie listów pomiędzy czarodziejami, które Sapkowski wprowadził w najnowszej odsłonie przygód Geralta. Na marginesie można również wspomnieć o kuriozalnej wzmiance o yin i yang, pojęciach, które teoretycznie nie mają prawa bytu w wiedźmińskim świecie. Wytrwali poszukiwacze znajdą jeszcze kilka podobnych zgrzytów.
Pomimo tych krytycznych uwag, należy jednak pamiętać, że to przecież Andrzej Sapkowski i jego wiedźmin. Powieść czyta się jednym tchem. Nie jest to niezbyt fortunna „Żmija”, lecz odcięty przez autora kupon od znanego już produktu, którego sama nazwa powoduje, że słupki sprzedaży rosną, bo tłumy miłośników fantastyki szturmują księgarnie.
Michał Surmacz