Czasami ciekawość zwycięża i bierze górę nad rozsądkiem. Bo czy znajdująca się na okładce arabska kobieta wystylizowana nomen omen na europejską elegantkę buszującą po drogich butikach może zwiastować coś dobrego? Plus tytuł jak z taniego romansidła i opowieść wpisująca się w najnowszy trend odsłaniania czarnej prawdy o krajach muzułmańskich. Z jednej strony wylęgarnia książek o ISIS, a z drugiej udzielająca wywiadów Polka, która swoje książki publikuje pod pseudonimem i której twarzy nikt nie zna, ponieważ jak przystało na żonę szejka, publicznie pojawia się całkowicie zasłonięta. I nie powiem, trend mnie zaciekawił jak każdy inny, więc sięgnęłam po „Sekrety księżniczki”, mimo że różowa torebka z wężowej skórki bijąca po oczach z okładki nadal przypominała mi, że sięgam po coś, co może odbić się czkawką i pozostawić niesmak.
I niesmak pozostał ogromny, a także żal – żal do Jean Sasson, że z ważnego tematu zrobiła ckliwą operę mydlaną. Historie opowiadane przez główną bohaterkę – Sułtanę, należącą do saudyjskiej rodziny królewskiej, są naprawdę wstrząsające i poruszają ważne tematy dotyczące pozycji kobiety w świecie muzułmańskim. Zarówno Sułtana, jak i jej najbliższa rodzina bardzo angażuje się we wszystkie projekty mające zwalczyć okrucieństwo w krajach arabskich. Pomaga pięknej Italii, Jemence, która wielokrotne małżeństwa i rozwody z bogatymi mężczyznami wykorzystuje do zdobycia pieniędzy potrzebnych do pomocy wykorzystywanym kobietom. Italia sama, jako kilkuletnia dziewczynka została wydana za mąż za ponad czterdziestoletniego mężczyznę, który gwałcił ją każdego dnia przez 2 lata, aż mu się znudziła i wziął sobie za żonę kolejną, 10-letnią dziewczynkę o anielskich włosach. Z kolei córka Sułtany Maha, swoje bogactwo wykorzystuje do pomocy syryjskim uchodźcom, przebywającym w obozie na terenie Turcji. O dreszcze przyprawiają opowieści o oblewanych kwasem lub podpalanych żywcem Pakistankach czy saudyjskim aktywiście maltretowanym w więzieniu za szerzenie prawdy. I w tym miejscu pozostaje niesmak… Sułtana sama należy bowiem do rodziny rządzącej Arabią Saudyjską, w której mężczyźni potrafią mieć kilkadziesiąt żon i setki dzieci. I sprzedawanie drogiej biżuterii i inwestowanie pieniędzy w społeczne projekty trąci trochę zakłamaniem. Tak samo jak opowiadanie o wielkim bogactwie, z którego Sułtana niby nic sobie nie robi, a jednak z chęcią siada przy stole zastawionym najwykwintniejszymi potrawami i korzysta z dobrodziejstw pałacu. Ale w każdym dialogu musi dodać, jak wielkoduszną jest osobą i jak bardzo wdzięczni są jej wszyscy, jak bardzo ją kochają i darzą szacunkiem. Skromnością Sułtana na pewno nie grzeszy.
Z kolei autorka książki nie grzeszy kunsztem literackim ani reporterskim, a jej książkę może i zalicza się do literatury faktu, ale ocieka z każdej strony kiczem i zdaniami ulepionymi raczej na miarę „50 twarzy Greya”. I jest to ogromna szkoda, bo w „Sekretach księżniczki” poruszane są ważne tematy, jednak ubrane w zakrawające o grafomanię zdania i infantylne rozmyślania Sułtany. I z przerażeniem patrzę na plakaty promujące te wszystkie książki o kobietach szejków czy walczących z terrorystami i nie godzę się na ten trend, który upraszcza rzeczywistość, często ją także przekłamując.