Nie pamiętam, więc mnie nie ma? To pamięć w dużym stopniu definiuje to, kim jesteśmy. Dlatego wraz z utratą wspomnień tracimy także naszą tożsamość. To samo zdaje się tyczyć narodów i ich przeszłości. Jednocześnie nie możemy pozwolić, by historia nas ograniczała i narzucała swoje rozwiązania. Czyli jak to zwykle bywa – ważne, by znaleźć złoty środek.
W Schronie przeciwczasowym Georgiego Gospodinowa ta równowaga zostaje zachwiana, a przeszłość staje się nową teraźniejszością, całkowicie przy tym wypierając przyszłość.
Gaustyn – zdolny wynalazca z obsesją na punkcie przeszłości – tworzy wyjątkową klinikę dla osób chorych na Alzhaimera. W pokojach stylizowanych na minione dekady XX wieku, pacjenci mogą powrócić do lat młodości. Pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę, dlatego wkrótce powstaje całe miasteczko zanurzone w dawnych czasach. Wreszcie europejscy przywódcy ogłaszają, że przyszłością kontynentu jest przeszłość. Dlatego we wszystkich krajach Unii Europejskiej mają odbyć się referenda, by to obywatele zdecydowali, do jakich czasów cofną się dane państwa.
Powieść Gospodinowa jest nierówna. Pierwsze rozdziały są świetne – rozważania na temat czasu przeplatają się z opisem działalności kliniki i historiami niektórych jej pacjentów. Gdyby cała książka skupiała się wyłącznie na działalności placówki Gaustyna – wyszłoby jej to na dobre. Bezradność, walka z niepamięcią, dające ukojenie drobne przebłyski świadomości – to właśnie te chwile najbardziej chwytają za serce i skłaniają do refleksji.
Gospodinow pisze też o braku przynależności czy o tym, jak czas nas okrada. To z powodu ograniczeń narzucanych przez czas nigdy nie wykorzystamy w pełni naszego życia: tylko pomyślcie, w jak wielu miejscach nas nie będzie i ilu rzeczy nigdy nie doświadczymy! Podobnych rozważań jest w Schronie przeciwczasowym więcej. Nie są one może wybitnie odkrywcze, ale sposób ich podania w pełni rekompensuje ten brak oryginalności i zdecydowanie wzmacnia przekaz powieści.
Niestety dużo słabiej wypada część poświęcona referendum w sprawie przeszłości. Sam pomysł może i dobrze wygląda na papierze, ale chyba zdecydowanie lepiej sprawdziłby się jako krótkie opowiadanie – w stylu Lema – o planecie, której mieszkańcy postanowili zorganizować podobne głosowanie. Doceniam zwięzły wykład o tym, za jakimi czasami tęsknią poszczególne narody, ale tych kilka „dystopijnych” rozdziałów przeczytałem bez większych emocji.
Mimo to Schron przeciwczasowy to dobra powieść – miejscami urzekająca, w innych fragmentach tylko ciekawa. Szkoda niewykorzystanego potencjału, ale Georgi Gospodinow i tak dostarczył nam książkę godną polecenia.