Wydany w zeszłym roku Horyzont zwiastował możliwy przełom w twórczości Jakuba Małeckiego. Minęło dwanaście miesięcy i polski autor powrócił z kolejną powieścią. Czy Saturnin to Małecki w zupełnie nowym wydaniu?
Saturnin ma trzydzieści lat, mieszka w Warszawie i pracuje jako przedstawiciel handlowy. Mężczyzna zmaga się ze sporą nadwagą, jest nieśmiały, wiedzie niezbyt ciekawe życie i uważa siebie samego za Króla Idiotów. Pewnego dnia Satek odbiera telefon od mamy: okazuje się, że jego prawie stuletni dziadek gdzieś zniknął. Chłopaka wsiada więc w auto i wraca w rodzinne strony; na miejscu musi nie tylko odnaleźć zaginionego staruszka, ale na dodatek zmierzyć się z tajemnicą sprzed lat.
Małecki po raz kolejny dostarczył nam kameralną opowieść o prostych ludziach i ich wielkich i małych problemach. Znaczącym wydarzeniom – takim jak wojna - towarzyszą dramaty dnia codziennego; jak przekonuje autor, jedne i drugie potrafią łamać ludzkie życia. Choć upadek przeważnie poprzedza konkretne zdarzenie, tak późniejsze nieszczęścia to już wina uporu powieściowych protagonistów. Wiele kompleksów Saturnina wzięło się z przekonania, iż to przez niego rodzice się rozwiedli. Problem, który rozwiązałaby jedna szczera rozmowa, zrodził obrzydzenie do własnego ciała, brak pewności siebie i poczucie, że jest się najgorszym człowiekiem na świecie.
Choć Saturnin liczy sobie zaledwie 320 stron, to jest bogaty w treść. Małecki ma dar do poruszania ważnych tematów w sposób nienachalny i nieoczywisty. Świetnym przykładem jest depresja jednego z bohaterów: nazwa choroby nie pada w książce chyba ani razu, a czytelnik może się tylko domyślać, dlaczego ojciec Satka zachowuje się tak, a nie inaczej. Ba, jego bliscy również nie wiedzą, co się z nim dzieje; co gorsza, nawet nie próbują zrozumieć, czy pomóc cierpiącemu mężczyźnie. Zresztą tego typu zachowanie doskonale wpisuje się w to, o czym wspomniałem już w poprzednim akapicie: każda z postaci występujących w Saturninie stara się być niezależna i samowystarczalna i zrobi wszystko, byle tylko nie odsłonić się przed innymi.
O ile, w przywołanym na początku recenzji Horyzoncie, pisarz próbował czegoś nowego, tak Saturnin to 100% Małeckiego w Małeckim – ma to swoje dobre, jak i złe strony. Jeśli to twoja pierwsza przygoda z twórczością pisarza, prawdopodobnie będziesz zachwycony historią Saturnina i jego rodziny. Natomiast ci z was, którzy mieli już do czynienia z prozą Małeckiego... Cóż, uczucie déjà vu nie będzie odstępować was nawet na krok. Opowieść rozpisana na trzy pokolenia, trochę realizmu magicznego, melancholijny styl – wszystko to wyda wam się znajome. Moim zdaniem: zbyt znajome.
To już czwarta książka Małeckiego, jaką recenzuję dla tego portalu – mam dziwne wrażenie, że podobnie jak autor, zaczynam się powtarzać. Na szczęście Saturnin to wciąż piękna, nastrojowa powieść, napisana niepowtarzalnym, hipnotyzującym językiem. Nie zamierzam też nawoływać autora do opuszczenia swojej strefy komfortu. Po pierwsze, zapewne nigdy nie przeczyta tych słów, a po drugie... czy jest coś złego w tym, że Małecki nie porzuca gatunku, w którym czuje się dobrze?
Zwłaszcza, jeśli dzięki temu nadal będzie dostarczać nam takie powieści jak Saturnin.