Kiedy znany polityk zabiera się do napisania autobiografii nie oczekujmy wyznania grzechów, relacji z niekiedy brutalnego pędu po władzę, czy otworzenia szafy pełnej zakurzonych szkieletów. Jeśli w dodatku autor to laureat Pokojowej Nagrody Nobla możemy być pewni, że czeka nas piękna historia o prawym mężu stanu. Historia tak szczera, że mucha nie siada.
Oto malusieńki Misza Gorbaczow przyszedł na świat leżąc na sianku w bliskim otoczeniu hodowlanych zwierząt, w gospodarczej części ubogiej wiejskiej chałupki. Pięcioramienna gwiazda łopotała nad radziecką ziemią już od ośmiu lat, lecz mimo to mędrcy ani z Kremla, ani z zaprzyjaźnionych państw nie przybyli.
Miejsce porodu nie mogło być przypadkowe - wielonarodowe i wielojęzyczne środowisko Przedkaukazia sprawiło, że już jako dziecko Gorbaczow wiedział, iż „tylko tolerancja i zgoda mogą zapewnić ludziom pokój”. Ojciec młodego pacyfisty, choć nie był cieślą, dał się poznać jako najlepszy kombajnista w okolicy. U jego boku doświadczenie zbierał młody Michaił. Nie trzeba dodawać, że panowie pracowali po 20h na dobę. Skwar, kurz, łoskot żelaza, krew, pot i nasz nastoletni przodownik pracy zasypiający ze zmęczenia po 15h nad kierownicą radzieckiej supermaszyny. Kto nie lubi socrealistycznych klimatów dla tego pociecha od autora - robota robotą, ale w pracy był także czas na rozrywkę:
Byłem dumny, że podczas jazdy mogłem wspiąć się na kombajn z każdej strony, nawet tam, gdzie zgrzytały zespoły tnące i obracało się motowidło.
Jednak akrobata Gorbaczow nie tylko zasuwa kombajnem jak opętany wzdłuż i wszerz kołchoźniczych pól, zostawiając za sobą kolejne zmłócone hektary. Zawiera też znajomości na całe życie i gdy już jako numer 1 w państwie odwiedza rodzinne strony, zawsze spotyka się z kolegami z brygady, jak równy z równym, nieoficjalnie:
Brygada traktorzystów na zawsze pozostawiła w mojej duszy ślad. Do tej pory ludzie
ci są bliscy mojemu sercu. Mimo, że już nikt nie żyje.
Łza w oku się kręci, jaki z tego Miszy pracowity, uczynny i skromny chłop. Niniejszym apeluję o dodatkowego Nobla za postawę w latach młodzieńczych.
Szukając słabego punktu dojrzewającego Michaiła Siergiejowicza znajduję edukacyjny trop. Powrót do szkoły w 1944 roku przynosi ogromne rozczarowanie. Misza wykazuje się fatalną pamięcią, nic nie rozumie, rzuca swój podręcznik w kąt i oświadcza matce, że kończy ze szkołą. Czytelnik może wreszcie odetchnąć - oto ma do czynienia z człowiekiem, który posiada także jakąś słabą stronę. I znów autor nas zaskakuje - nastaje noc z nosem
w książkach, przychodzi zapał i żarliwa chęć nauki. Gorbaczow wraca do szkoły następnego dnia i zaczyna odtąd kolekcjonować listy pochwalne i wyróżnienia.
Uczyłem się z zapałem. Ogarnęła mnie niepowstrzymana ciekawość i chęć dotarcia do sedna zagadnień. Podobały mi się fizyka, matematyka. Interesowałem się historią, a przede wszystkim literaturą’
Czy kogoś może dziwić, że ów podkaukaski geniusz z brygady traktorzystów w miarę szybko zamienił kierownicę kombajnu na ster państwa? Swój polityczny sukces zawdzięcza wyłącznie własnym przymiotom i cnotom. Fani serialu House of Cards będą w trakcie lektury srodze zawiedzeni. Intrygi, knucie, podkładanie nogi swym rywalom to zagrania zdecydowanie nie w stylu radzieckiemu przywódcy, którego siłą napędową jest pokojowość i zdrowy rozsądek. Oczywiście obrywa się jego największemu rywalowi - Borysowi Jelcynowi. Konflikt obu panów zasługuje jednak na osobną monografię, w końcu do dziś Rosjanie zadają sobie pytanie, czy to Gorbaczow swą pierestrojką i głasnostią, czy Jelcyn demokratyzacją wbił gwóźdź do trumny Związku Radzieckiego.
Mimo autohagiograficznego charakteru pozycji, należy ją szczerze polecić czytelnikom zafascynowanym historią, polityką i gospodarką. Z przymrużeniem oka patrząc na przykładnego genseka doceńmy oddanie atmosfery epoki. Swą narrację często wzbogaca anegdotami, i choć czasami zdają się one śmieszyć jedynie ich autora, zdarzają się również perły, dla których warto nad książką się pochylić.
Dziś Michaił Gorbaczow spokojnie odcina kupony od sławy - reklamuje Pizze Hut i torebki od Louisa Vuittona. Poza tym zamienił czerwoną gwiazdę na Zielony Krzyż, którego jest prezydentem. Jak nikt inny potrafi połączyć promowanie pacyfizmu i ekologii wspierając swym nazwiskiem „pokojową” aneksję Krymu zaprowadzoną przez „zielone ludziki”
Raz jeszcze - brawo, panie Gorbaczow.
Maciej Kuhnert