Rzeka Anny Kusiak otwiera nowy cykl kryminalny Żywioły Podkarpacia i jest to zaskakująco dobre otwarcie.
Dobrochna ma skończoną trzydziestkę, mało popularne imię i roztrzaskane w drzazgi życie osobiste. Jest też prywatnym detektywem i ma już dość śledzenia niewiernych mężów, więc, gdy trafia się jej sprawa zaginionej kobiety, czuje, że na to właśnie czekała. Ruszają poszukiwania.
Śledzimy jej poczynania, które niewiele różnią się od działań policji. Rozmowy z rodziną i znajomymi, którzy zachowują się jakby mieli coś na sumieniu, przesłuchania potencjalnych świadków, szukanie choćby najmniejszego punktu zaczepienia. Choć początkowo wiele wskazuje na to, że poszukiwana mogła popełnić samobójstwo, to w grę wchodzi również ucieczka lub porwanie dla okupu, bowiem zaginiona to żona znanego rzeszowskiego przedsiębiorcy i milionera. W toku postępowania wyłaniana się jeszcze jedno, nie brane wcześniej pod uwagę rozwiązanie, morderstwo.
Rzeka Anny Kusiak to spokojny kryminał, w którym akcja toczy się własnym tempem, a na plus odczytuję brak zbędnej brutalności, przez co książkę czytało się bardzo przyjemnie. Z pozoru prosta i nieskomplikowana sprawa, okazała się głębsza niźli wody Wisłoka, głównej rzeki Rzeszowa, w którym usytuowano akcję i myślę, że lektura tej ksiażki to będzie nie lada gratka dla jego mieszkańców.