Nie czarujmy się: wątek śmierci, porzucającej swoje obowiązki, jest dość oklepany. Brali się za niego nie tylko pisarze, ale nawet twórcy seriali. Mnie akurat taka odtwórczość nie przeszkadza, a bardziej niż oryginalny pomysł cenię sobie błyskotliwą realizację. Dlatego z zaciekawieniem sięgnąłem po Rozterki śmierci, zastanawiając się jak José Saramago, wybitny portugalski noblista, ugryzł wspomniany temat.
Rozterki śmierci to tak naprawdę dwie osobne opowieści, połączone wątkiem Kostuchy i jej nagłego buntu. W pierwszej części śledzimy losy nienazwanego państwa, w którym pewnego dnia ludzie przestają umierać. Spełnienie marzeń o życiu wiecznym? Okazuje się, że sprawa wcale nie jest taka prosta, a brak zgonów niesie ze sobą poważne konsekwencje. Saramago opisuje te dziwne dni nie z perspektywy jednostek, ale trzymając się ogólnego planu. Niestety, brak wiodącej postaci, z którą moglibyśmy się identyfikować, wpływa negatywnie na odbiór historii. Mimo licznych trafnych spostrzeżeń Portugalczyka, ten fragment nie wciąga tak, jak powinien.
Z kolei od drugiej połowy powieści śledzimy już losy samej Kostuchy; ta postanowiła listownie informować o śmierci każdego przyszłego nieboszczyka na tydzień przed zgonem. Tymczasem jeden z listów – słany na adres pewnego wiolonczelisty – uporczywie wraca do nadawcy! Nie mogąc znieść tej zniewagi, Śmierć przyobleka się w ciało kobiety i zstępuje na ziemię; chce osobiście przekonać się, kim jest człowiek, który śmie z nią igrać! W tej części mamy do czynienia z klasyczną historią o samotności, niespełnionych marzeniach i o przypisanym nam losie, którego wcale nie mamy ochoty realizować. Rzecz dobra, poruszająca i zapadająca w pamięć, choć miejscami bez błysku.
W Rozterkach śmierci Portugalczyk serwuje czytelnikom to, do czego zdążyli się już przyzwyczaić: od długich, zawiłych zdań, anonimowości powieściowych bohaterów, po motyw wspólnoty, która nagle staje wobec wydarzenia wywracającego zastany ład. Kto miał w ręce choćby jedną powieść autora, doskonale wie, czego się spodziewać. A jeśli ktoś ma zamiar dopiero zapoznać się z twórczością Saramago? Taki delikwent powinien sięgnąć raczej po Miasto ślepców niż Rozterki śmierci – powieść dobrą, ale jednak daleką od szczytowych osiągnięć mistrza.