Skoro niniejsza recenzja będzie dotyczyć zbioru opowiadań Kornela Filipowicza, to we wstępie koniecznie musi się znaleźć informacja o tym, że pisarz był partnerem Wisławy Szymborskiej, prawda? Takie ciągłe eksponowanie postaci noblistki przypomina nieco sytuację Siri Hustvedt – nieważne, jak dobrą książkę napisze wspomniana artystka, zawsze będzie wspominana w pierwszej kolejności jako żona Paula Austera.
Jeśli ktoś naprawdę chce oddać hołd Filipowiczowi, powinien po prostu napisać: wreszcie po tylu latach wzięto się za wznawianie tekstów wybitnego twórcy, polskiego odpowiednika Raymonda Carvera. Po Moja kochana dumna prowincja Wydawnictwo Znak wypuściło właśnie zbiór Romans prowincjonalny i inne historie, w którym znalazło się nie tylko kilkanaście krótkich tekstów, ale także dwa dłuższe dzieła, w tym prawie stustronicowa mikropowieść Jeniec i dziewczyna.
Skąd jednak to porównanie z Carverem? Nie chodzi tylko o samą długość opowiadań. Obydwaj autorzy raczyli czytelników prostymi scenami z życia, pozbawionymi dramatycznych zdarzeń i efektownych puent. To jest tego typu literatura, która wymaga skupienia i umiejętnego czytania między wierszami – pod płaszczykiem pozornej nudy i banalności prezentowanych zdarzeń, aż kipi od emocji. Widać to doskonale zwłaszcza wtedy, gdy porówna się nowele Filipowicza do dwóch dłuższych tekstów umieszczonych w Romansie prowincjonalnym. Te – choć wciąż bardzo dobre – są bardziej bezpośrednie i przez to tracą część uroku.
By pisać tak, jak robił to Filipowicz, trzeba wykazywać się żelazną dyscypliną. Nie będę się wymądrzać na ten temat, bo o zamiłowaniu pisarza do formy przeczytacie w posłowiu Wojciecha Bonowicza, który zresztą dokonał wyboru tekstów, jakie ostatecznie znalazły się w książce. Motyw przewodni zbioru? Miłość. W Romansie prowincjonalnym przeczytamy więc opowiadania o rodzących się i przemijających uczuciach, tych łatwych do nazwania i takich, które kompletnie wymykają się ocenie. Miłości tak silnej, że musiała się w końcu wypalić. Lęku przed jej utratą, zabawie czyjąś sympatią i zazdrości o względy drugiej osoby. I choć konstrukcja opowiadań została zaplanowana "na zimno", tak treść to szczere przemyślenia naprawdę wrażliwego mężczyzny.
To wybitny zbiór i świetna okazja do zapoznania się z twórczością autora, który wciąż jest u nas niesłusznie niedoceniany. Ja zaś czekam niecierpliwie, aż w Polsce wreszcie nadejdzie tak długo wyczekiwany przeze mnie renesans zainteresowania krótkimi formami.