Mamy rok 2011. Japonię nawiedza trzęsienie ziemi, którego następstwem są fale tsunami, wdzierające się w ląd, odbierające życie tysiącom ludzi i niszczące cały ich dobytek. Dochodzi do uszkodzenia elektrowni atomowej w Fukushimie. Ci, którzy przeżyli, narażeni są na radioaktywne promieniowanie i związane z nim późniejsze uszczerbki na zdrowiu. Katastrofa w Japonii wydziera się z odbiorników telewizyjnych i nagłówków gazet na całym świecie.
Rok 2011 jest rokiem królika. Królik jako królik to z kolei symbol sprzeczności – męskości i kobiecości, odwagi i tchórzostwa, niewinności i seksualnej rozpusty. Królik, który został opętany przez duszę swojej opiekunki, to w końcu morderca, potworne monstrum, grasujące w Ząbkowicach Śląskich – miasteczku, którego dawna nazwa brzmiała Frankenstein.
Rok 2011. Wiedziona nagłówkami gazet i przerażającą, a jednak nieprawdopodobną historią królika grozy, Julia Mrok – pisarka bestsellerowych romansów historycznych, której cechą charakterystyczną jaką można sobie wpisać w dowód osobisty jest pozbawione kawałka małżowiny lewe ucho, postanawia udać się do tego dziwnego miasteczka, jakim są Ząbkowice Śląskie, pełnego jeszcze dziwniejszych mieszkańców. A tak naprawdę to postanawia zniknąć. Zniknąć bez śladu, jak znikają bohaterowie kryminalnych powieści czy pisarze z przestrzeni publicznej, pracujący nad nowym dziełem. Julia Mrok zaciera ślady swojego dotychczasowego bytu i staje się Anną Karr, pustą kartką do zapisania, chłonącą wszystko jak gąbka, ale tylko półoficjalnie, bo tak naprawdę staje się też swoją przeszłością, dziewczynką ze zdjęcia sprzed wypadku, która podąża za białym królikiem. A króliczą norę przysłania ubrana w śmieci choinka Dziadka Konkursowego – szaleńca, jakiego musi posiadać każde, nawet najmniejsze miasteczko w Polsce.
Rok królika jest psychodeliczną powieścią grozy poruszającą temat kryzysu twórczego, procesu pisania pożerającego samego autora i tabloidalnej potworności, wdzierającej się brutalnie w rzeczywistość. Naszpikowanie zdań metaforami i porównaniami, zabawnymi, elokwentnymi, czasami nietrafionymi, dodaje całości bijącego po oczach błysku, który może razić, zachwycać lub po prostu komponować się z całością. Zależy pod jakim kątem się na to spojrzy. Bator udało się z powieści traktującej po części o samym procesie jej tworzenia, stworzyć wciągającą od pierwszych stron historię pełną dziwacznych i pokracznych postaci z defektami, tworzących miejsca i biorących udział w wydarzeniach rodem z filmów Davida Lyncha.
Wątek detektywistyczny w Roku królika, kwestia znikania, śledzenia Julii Mrok przez opętanego wielbiciela Natana może przypominać poniekąd twórczość Sophie Calle – słynnej francuskiej artystki, zajmującej się w sztuce performance między innymi zagadnieniem tworzenia tożsamości i przekraczaniem granic prywatności. Calle, która najpierw sama śledziła ludzi, aby następnie wynająć detektywa do śledzenia jej własnej osoby, uderzyła w ukryte pragnienia wtargnięcia po cichu i z ukrycia w życie nieznajomych, jak i obawy większości ludzi przed byciem obserwowanym. Trochę jak Julia Mrok, awatar Anny Karr (lub na odwrót), osoba z początku denerwująca swoim wielkomiejskim wywyższaniem się, a później kształtująca się na nowo, śledzona, pragnąca być śledzoną, ale bojąca się tego. Zmienia perukę, wyrzuca stare rzeczy i tylko blizny na ciele mogą przypominać o jej porzuconych tożsamościach.