Joe Hill, czyli syn Stephena Kinga, nie pisze od wczoraj. Co w sumie nikogo dziwić nie powinno, podążanie inną drogą niż pisanie w tej rodzinie wydaje się potężnym faux pas (choć siostra Hilla od zawsze starała się wybierać inaczej).
"Pudełko w kształcie serca" rozwiało moje obawy co do umiejętności Hilla, lektura "Rogów" zaś zapewniła mu miejsce na liście moich top autorów. Nie dziwię się, że filmowcy postanowili sięgnąć po tę książkę, wszystko co przydarza się Ignatiusowi Perrishowi to doskonały materiał na dobry film, a wcześniej jeszcze lepszą książkę.
Życie Iga zmienia się diametralnie po tym, jak jego ukochana Merrin zostaje zabita. Oczyszczony z zarzutów, lecz jednocześnie znienawidzony i odrzucony przez wszystkich, kiepsko radzi sobie z życiem bez ukochanej. Wszystko zmienia się, gdy budzi się po pijackiej nocy, z której niewiele pamięta, z rogami na czole. Szukając pomocy oraz starając się przypomnieć sobie poprzednią noc, dowiaduje się, iż gdziekolwiek się pojawia, rogi sprawiają, że ludzie mówią mu rzeczy, które ukrywają, które są ich mroczną stroną.
Niestety, Ig przy okazji dowiaduje się co naprawdę inni myślą o nim. Czy dzięki temu będzie mógł dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za zabójstwo Merrin?
"Rogi" wciągają choć Hill nie ustrzegł się przed kilkoma słabszymi momentami. Syn sławnego ojca bez wątpienia rozbudza apetyt w czytelniku. Czekam na więcej.
/MC/