Nie przepadam za powieściami satyrycznymi. Jeśli chodzi o te polskie, to przeważnie wypadają naprawdę blado, bazują na banalnych spostrzeżeniach i jeszcze gorszych dowcipach. Z zagranicznymi satyrami problem jest taki, że opisują społeczeństwo, którego członkiem nie jestem, a więc siłą rzeczy sporo smaczków mi umyka.
Tymczasem Quichotte nie tylko jest reklamowany jako satyra, ale na dodatek książka czerpiąca garściami z dzieła Cervantesa. Tak, zgadliście, uwspółcześnionych wersji klasycznych powieści też nie trawię. Wiele więc wskazywało na to, że najnowsze dzieło Salmana Rushdiego nie przypadnie mi do gustu. A tymczasem...
O rany, jaki ten Quichotte okazał się dobry!
Sam DuChamp, pisarz drugorzędnych kryminałów, zamierza wreszcie napisać coś, co nie będzie związane ze światem szpiegów i spisków. Tak powstaje kraina, w której Wszystko Się Może Zdarzyć – a przynajmniej tego uczą tysiące programów telewizyjnych, w których fikcja czasami wypiera rzeczywistości, częściej jednak się z nią mieszając. DuChamp tworzy też postać starzejącego się akwizytora, który po obejrzeniu jednego serialu za dużo, postanawia zdobyć serce sławnej prezenterki. Dlatego też staruszek przybiera pseudonim Quichotte i wraz z wymyślonym synem Sanchem rusza w długą podróż, by udowodnić, że jest godzien Wielkiej Miłości.
Uwierzcie mi, Rushdie napisał powieść, jakiej nie powstydziłby się Stanisław Lem czy Philip K. Dick. Ba, Quichotte przypomina nieco Gniazdo Światów Marka S. Huberatha, z książką wewnątrz książki i przenikającymi się rzeczywistościami. Jednocześnie autor umiejętnie splata wątki typowo fantastyczne z opowieścią o kryzysie tożsamościowym i rodzinnym.
Quichotte pokazuje też poniekąd, jak rozkład więzi rodzinnych doprowadził do zrodzenia się czasów, w których to mass media decydują o wszystkim. Rushdie zdaje się sugerować, że skoro nasi rodzice i dziadkowie byli szaleni, wiecznie pijani lub zajęci sami sobą, to skąd kolejne pokolenia miały czerpać wiedzę o świecie? Właśnie w to miejsce wkroczyła telewizja i wkrótce nie sposób już było odróżnić kłamstwa od prawdy. Pisarz pozwolił sobie przy tym obśmiać jeden z najsilniejszych liberalnych dogmatów: jeśli w coś wystarczająco mocno wierzymy i dążymy do tego z całych sił, to to się na pewno spełni (w ten sposób zresztą Quichotte powołuje do życia swojego syna).
Pomyśleć, że kiedyś styl Rushdiego mnie odpychał. Tymczasem kolejne zdania Quichotte’a pochłaniałem z największą przyjemnością, sam nie mogąc uwierzyć, jak bardzo mi się ta książka podoba. Może nie stanie się powieścią mojego życia (ani nie zawędruje do TOP 10), ale z całą pewnością mogę ją polecić każdemu, kto ceni sobie inteligentną, zabawną, pięknie napisaną prozę z górnej półki.