Punktochwile. Monika Maliszewska-Gruca. Albus 2010
Monika Maliszewska-Gruca to poetka z gatunku tych skromnych, obywających się bez wielkich słów i ciężkiej aury podniosłości. Sama o sobie mówi „Nie posiadam mądrości. Nie posiadam wiedzy. Jestem wieczną drogą.” Tę naturalność przelewa też w swoje wiersze, które odbiera się lekko, co nie oznacza wcale iż traktują wyłącznie na prozaiczne tematy. Bynajmniej. Jest wręcz przeciwnie.
Są tu więc odwołania do mitologii greckiej i dorobku kultury śródziemnomorskiej: „uśmiech rozdaję/ przebranym za Odysa/ napinają łuki/ nadaremnie/ on jeszcze w podróży/ abyś wciąż mógł pisać/ Homerze.” Są wiersze poważne, przeniknięte bólem czy nieodwracalną stratą: „a poten znowu cisza/ odszedł w nieznane/ pan z teczką/ diabelskie koło się kręci/ smutne wesołe miasteczko.” Kilka z nich to czystej wody erotyki, jak np. wiersz bez tytułu: „jest we mnie/ dzikie zwierzę/ obudzone znienacka/ drapieżny potwór/ o rozkołysanych biodrach/ wędruje/ krwiobiegiem/ od ust/ do ud/ […]/ a ty pytasz czy lubię.” Bywają też utwory przekornie zabawne, podszyte nutką ironii i pisane z subtelnym poczuciem humoru, jak choćby cykl krótkich fraszek na temat poszczególnych dni tygodnia: „dno oka/ przeciera/ do boju/ się zbiera/ dorasta/ od świtu/ do bytu. (wtorek).” I, tak jak moim zdaniem być powinno, zwłaszcza w poezji kobiecej – równie dobre ujęcia miłości od strony „psyche”: „tylko nie pytaj proszę o sens/ o nic nie pytaj jeśli nie o wszystko,” jak i „physis”: „a potem/ przyjdzie wiosna/ i miętą zakwitną moje uda.”
Jest zatem w tym zbiorze miejsce i na wiersze długie i na krótkie, ledwie rozpoczęte a już zakończone formy. Na powagę i gorzkie refleksje, ale i na ironiczne puenty i porozumiewawcze mruganie do czytelnika okiem. Są wiersze białe i te, w których poetka z lekkością łączy rymy. Wiersze bez tytułu (tych jest zdecydowana większość) i te opatrzone dodatkowym tytułem. Swoją drogą, ciekawi mnie tego przyczyna – czy to zabieg celowy, mający nie pozwolić na odwrócenie uwagi od istotnej treści czy może kwestia braku odpowiednich słów dających dobrać się w odpowiedni tytuł. Tak czy owak, zbiór ten to niewątpliwie skupisko wierszy, które cieszą. Lekkością powiązań, bogactwem języka, oryginalną metaforą, pomysłem na temat czy jego pomysłową realizacją. Czyta się to z przyjemnością, bez nadęcia i silenia się na patetyczność, co można zarzucić wielu podobnym tomikom.
Najtrafniejszym porównaniem jakie nasunęło mi się tuż po lekturze było odniesienie twórczości Maliszewskiej-Grucy do zasady działania kalejdoskopu. Nie dość, że jest barwnie i nie nudno, nie dość, że każdy odnajdzie w tym skromnym zbiorze coś wyjątkowego dla siebie, to jeszcze za każdym kolejnym razem czyta się to inaczej. Utwory nabierają głębi lub przeciwnie – stymulują bardziej płytkie niż do tej pory poszukiwanie analogii we własnych doświadczeniach. Jedno i drugie gwarantuje ożywczy wysiłek intelektualny, a przy tym emocjonalny. Jedno i drugie zapewnia także ciekawą i wartą uwagi reinterpretację tego co w ślad za popularnym pytaniem nazwalibyśmy dociekaniem „co też poeta miał na myśli”...
Anna Solak