Przypadki Robinsona Crusoe wspominam jako jedną z najciekawszych, obok Szatana z siódmej klasy, lektur z kanonu szkoły podstawowej. Znajdowały się na przeciwległym biegunie niż Ten obcy, który pozostawił po sobie wspomnienie nudy. Spoglądając na nową listę lektur dostrzegłem, że ministerstwo pozostawiło utwór Daniela Defoe, więc kolejne roczniki będą miały okazję przekonać się, jaką radość daje czytanie tej książki.
Z opowieścią o Robinsonie związane są dwie ciekawostki. W Polsce (i nie tylko) poznajemy ją już jako dzieci, ale pierwotnie powstała z myślą o dorosłych czytelnikach. Druga stanowi fakt, że to jeden z najpopularniejszych utworów literackich na świecie i jednocześnie jeden z najmniej znanych w całości. Daniel Defoe opisał nie tylko losy rozbitka na bezludnej wyspie, ale również jego dalsze życie i podróże po świecie (z licznymi informacjami na temat odwiedzanych miejsc), łącznie w trzech częściach (w ostatniej Robinson nie występuje). W powszechnej świadomości perypetie tytułowego bohatera obejmowały wydarzenia od opuszczenia rodzinnego domu do powrotu z bezludnej wyspy do Anglii, czyli zakres pierwszej części oryginału. Na ten stan rzeczy wpłynęły różne tłumaczenia, w których autorzy dokonywali przeważnie skrócenia i przekształcenia treści, celem dostosowania jej do młodego odbiorcy. Tak też postąpił Władysław Ludwik Anczyc, tłumacz jednej z popularniejszej w Polsce wersji, która w ładnej, prezentowej formie ukazała się nakładem Wydawnictwa MG. Swój kamyczek do ogródka dorzuciła kinematografia koncentrująca się na okresie wymuszonej samotności. Ciekawe, jaka część twórców kina orientuje się w pierwotnym tekście...
Jak wiadomo Robinson to postać fikcyjna, ale inspirowana autentycznymi wydarzeniami. Szkocki korsarz Aleksander Selkirk spędził ponad cztery lata (1704–1709) na bezludnej wyspie w warunkach zbliżonych do powieściowych. Anczyc odizolował tytułowego bohatera na ponad dwanaście lat, inni tłumacze na jeszcze dłuższy okres czasu. Przetrwanie rozbitek zawdzięczał mariażowi własnej wiedzy, szczęścia, pracowitości i Opatrzności. Dwa ostatnie czynniki zostały najmocniej zaakcentowane przez autora. Walka o przeżycie wypełniała zasadniczą część dnia, a religia stanowiła ogromne oparcie nie tylko w najtrudniejszych momentach. W gruncie rzeczy Robinson przeżywał systematyczne upadki następujące po niemoralnych uczynkach, począwszy od buntu przeciwko woli rodziców i zaciągnięcia się na statek. Od pierwszych stron powieść ma wymowę dydaktyczną: „Gdybym posłuchał rodziców” stwierdził główny bohater.
Robinson nie pasuje do dzisiejszej rzeczywistości, ale póki co udaje mu się przetrwać. Handel niewolnikami i w ogóle podejście białego kolonizatora do innych ras, ziemi oraz głębokie przywiązanie do wiary stworzyły obraz obecnie bardzo niepoprawny politycznie. Na szczęście zrozumienie realiów epoki na razie zwycięża. Nie namiesza się w głowach uczniom szkoły podstawowej. W końcu nauczyciel na lekcji języka polskiego może wyjaśnić im źródła postaw tytułowego bohatera.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Przypadki Robinsona Crusoe to lektura odpowiednia tylko dla dzieci. Moim zdaniem dorośli mogą ją również przeczytać, gdyż wraz z wiekiem zmienia się ich odbieranie świata w stosunku do okresu szkoły podstawowej. Nie będzie to już bajeczka o rozbitku na bezludnej wyspie, ale źródło z pewnej epoki. Pomnik mentalności kupieckiej (dokładne wyliczenie przedmiotów zabranych z rozbitego statku), niespokojnego ducha przedsiębiorczości i wielokrotnie podnoszącego się z upadku self-made mana. To w końcu tacy ludzie przyczynili się do lepszego poznania globu ziemskiego i zapewnili międzynarodową wymianę dóbr.