"Chcę być dniem i nocą pijana znaczeniem. (...) Chcę wzniecić rewolucję łagodności. Chcę stać się bogata tylko po to, żeby móc oplakatować billboardy przy autostradach ważnymi treściami."
Przynależność – którą chyba wyśniła Toko-pa Turner, bo aż trudno przyjąć, że ta piękna książka została po prostu napisana – wpisuje się w klimat Biegnącej z wilkami Clarissy P. Estes, czy dzieł Marion Woodman. Nic dziwnego, skoro z tą ostatnią autorka stykała się osobiście podczas stażu w Fundacji Jungowskiej w Ontario.
Przynależność cię poszarpie, utuli, wkurzy, wleje miód na serce; spowoduje, że zapragniesz życia pełnego znaczenia. Przepełniona miłością, połączeniem z naszą planetą i ludzkością, utkana snami, ale i zapraszająca do działań po linii naszych wartości książka Turner, otworzyła moje serce. Na mnie samą, na innych i na to, co wnoszę do świata. W pozwoleniu na bezruch, kontakcie z naturą i cykliczności czasu odkrywamy rytmy, w których od pokoleń żyjemy.
"Zasługujesz na miejsce, w którym stoisz".
Więc stoję, że łzami zachwytu, a kiedy "spowija mnie mgła, rozpalam ognie czułości w sercach innych ludzi. Mówię im, w jaki sposób życie, jakim żyją, sprawia, że ja żyje moim życiem inaczej, jak cenni i ważni są dla nas wszystkich. Później taki ogień staje się latarnia morską świecącą przez te szarość, w kierunku której mogę płynąć."
Chcę, jak autorka, aby na pytanie: "Do jakiego miejsca przynależę?" pojawiał się czasownik, określający wartość, jaką w tę przestrzeń wniosę, żeby moją odpowiedzią było: "Przynależę do tego, co kocham".