Po triumfie wcześniejszej książki (Jeżeli będę miał zły dzień, ktoś dziś umrze) autor wypływa na szerokie, czytelnicze wody, i postanawia spróbować się w tematyce odmiennej. Unge napracował się dla nas przy mieszance kryminału, thrillera, może odrobiny wątków rodem z filmu sensacyjnego. Słusznie można zauważyć, że autor nieco zaryzykował odchodząc od bezpiecznych dla siebie i dobrze znanych zagadnień medycznych na korzyść takiego zlepku gatunkowego. Czy to udana próba? Czy może mały niewypał? Oby nie, bo autor przewiduje kontynuację z doktorem House’em w spódnicy w roli głównej…
Lekarka, pełniąca obowiązki na SOR jednego ze sztokholmskich szpitali, Tekla Berg, to cholernie inteligentna kobieta, której cięty język, ale i ostro przenikliwy umysł mogą być przepustką do kłopotów. Z jednej strony błyskotliwość pomaga jej funkcjonować, i nie raz, nie dwa wyjść cało z opałów; z drugiej jednak fotograficzna pamięć może mocno zaburzać funkcjonowanie i wróżyć nadchodzące problemy. Odważnie i świadomie podejmuje na pozór drastyczne decyzje, lecz zazwyczaj, niczym kot, spada na cztery łapy. Gdy Sztokholmem wstrząsa pożar jednego z wieżowców, jest jednym z pierwszych medyków na miejscu, a ofiara podejrzana o zamach terrorystyczny zdaje się ją znać. To, i seria niefortunnych przypadków ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, staje się dopiero początkiem gry, w której stawką jest nie tylko życie Tekli, lecz i jej brata.
Z jednej strony autor próbuje bezpiecznie poruszać się po dobrze znanej sobie tematyce medycznej, stąd spora część akcji ma miejsce właśnie w szpitalu, z drugiej Unge porusza brutalny świat mafii, narkotyków, sieci powiązań między pacjentami, nad którymi Tekla pełni pieczę, a ich przeszłością sprzed stanu, z powodu którego znaleźli się w szpitalu. Odnoszę wrażenie, że autor za bardzo nakręcił się po swojej pierwszej, bestsellerowej, książce, mocno zaryzykował i nie do końca mu to wyszło.
Otrzymujemy historię z błyskotliwym pomysłem, lecz chaotyczne wykonanie może wytrącić z równowagi nawet najbardziej cierpliwego i skorego do wybaczania czytelnika. Wyziera również niepotrzebna, drobiazgowa dbałość o detale historii, które wydają się być zbyteczne. Przytłacza mnogość wątków, osób, jak i sytuacji, z których część zdaje się być „zapchajdziurą”, a nie elementem istotnym dla życia Berg i jej brata, przez co czytelnik gubi się i zastanawia ciągle: „ale jaki to ma związek ze sprawą?”. Wyzierają też od czasu do czasu drobne niedopatrzenia, niedokończone elementy całej historii, które burzą obraz i misternie uknutą intrygę.
Podsumowując: miałam spore oczekiwania wobec autora, bo jego wcześniejsza książka w sumie przypadła mi do gustu. Jednak tutaj sporo jest do poprawy. Należy wierzyć, że przy kolejnych częściach trylogii autor przyjmie na klatę zarzucone błędy, nie zrazi się, a popracuje nad niedociągnięciami i rzuci w nasze czytelnicze dłonie oszlifowany diament. Mimo fatalnego startu, czekam na dalszą część maratonu z Berg w roli głównej.