Otwieranie się na nowych autorów, zwłaszcza tych znanych i cenionych w świecie literatury, to dobra praktyka poszerzająca horyzonty i szansa na odkrycie dobrego pióra – dlatego warto czasami wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgać po nieznane. Gorzej, jak zderzamy się z niezłą porażką
Biznesman Jordan Chase przybywa do Grecji wiedziony przeczuciem. Dodgson razem ze swoim przyjacielem Dannym spędzają wakacje na Krecie, gdzie poznają Lelię – przepiękną i tajemniczą kobietę. Zaprzyjaźniają się z nią, nie przypuszczając, że pod pięknem kryje się mrok i niebezpieczeństwo, a Lelia sprowadzi na nich nieszczęście i ból.
Wiadomo, pojawienie się Grecji w opisie książki daje nadzieję na motyw mitologii – biorę, czytam i mam spore oczekiwania, gdyż właśnie w tej tematyce czuję się najlepiej i wiem, kiedy coś jest dobrze napisane, a co jest kompletną porażką. I tutaj mamy niestety ten drugi wariant, ponieważ lektura Przebudzenia Jacka Ketchuma – autora, z którym miałam do czynienia po raz pierwszy – była drogą przez mękę.
Jakbym w skrócie miała podsumować tę powieść i wyjaśnić, dlaczego uważam ją za kiepską, to brzmiałoby to mniej więcej tak: fabuła stworzona na zasadzie „po co logika, skoro to horror?”, żeńska antagonistka bez większej głębi, opisy morderstw i trupów podrasowane, by zrobić efekt „wow” i bardzo płaska grupa bohaterów pobocznych.
Mamy Lelię – ale do samego końca nie wiemy, czym tak naprawdę była. Boginią? Mitem? Demonem? Nie podoba mi się pominięcie jej genezy, ponieważ na początku jawi się jako wariatka, a potem jako bóstwo. Jordan Chase to w ogóle jak oderwany nie z tej planety – o co chodzi w rozdziałach z jego perspektywy, dalej nie wiem i nie chcę wiedzieć. Dodgson jest najbardziej rzeczywisty, ale zakrawa o ironię fakt, że ściągnął na siebie nieszczęście, bo zadarł z nieodpowiednią kobietą.
Mitologia grecka? Lekka kapka i to na ostatnich stu stronach. One zresztą były najlepsze, ponieważ wcześniejsze niecałe trzysta zaczynałam już czytać tak, jak mam do czynienia z kiepskimi książkami – czytam tylko dialogi, ponieważ opisy nic nie wprowadzają i można je pominąć. Tutaj ten schemat również się pojawił, co dla mnie jest już sygnałem, że się męczę i najchętniej bym ją porzuciła w połowie.
Niestety, Jack Ketchum to nie będzie autor, do którego wrócę, a jeśli będę miała ochotę na horror, to chętniej wrócę chociażby do Stephena Kinga, gdyż on naprawdę umie w grozę. Przebudzenie ląduje jako kolejna pozycja na liście rozczarowań tego roku.