Jak debiutować na rynku, to mocnymi nazwiskami. Warto przy tym mieć niezły pomysł na to, w jaką stronę zamierzamy pójść z naszymi książkami. Tomasz Sekielski, założyciel wydawnictwa Od Deski Do Deski, zdaje się że odrobił tę część pracy domowej. Przyciągnął do swojej stajni Łukasza Orbitowskiego i Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, a zamiast wydawać dzieła dla wszystkich - czyli dla nikogo - postawił na jeden, niezbyt do tej pory wykorzystywany przez rodzimych pisarzy gatunek: zbeletryzowane reportaże, wyraźnie inspirowane "Z zimną krwią" Trumana Capotego.
Teraz pozostaje tylko przekonać się, czy Polacy właśnie na takie pozycje z utęsknieniem wyczekują. Ja ze swojej strony mogę tylko życzyć powodzenia, bowiem przynajmniej początek zwiastuje obiecującą i ciekawą ofertę, po którą od czasu do czasu warto będzie sięgnąć.
Przechodząc jednak do właściwej części recenzji...
Najnowsza powieść Klimko-Dobrzanieckiego to historia łódzkiego preparatora - specjalisty od przygotowywania ciał przed pochówkiem - skazanego za nekrofilię i morderstwo. Sama fabuła została opowiedziana w formie wywiadu przeprowadzonego z osiadłym w więzieniu tytułowym protagonistą. Kto jednak spodziewał się wejrzenia w głąb umysłu psychopata i odkrycia jego mrocznych sekretów, może poczuć się rozczarowanym. Wielkie zło jest bowiem w "Preparatorze" prawie nieobecne do samego końca. Gdyby nie fakt, że sama idea serii i opisy promujące książkę już wcześniej przygotowują czytelnika na nieuchronny upadek głównego bohatera, mogłoby to wręcz stanowić spore zaskoczenie. Zło w wizji Klimko-Dobrzanieckiego nie pojawia się w efektownej formie, nie jest też niesione w świat przez okrutnych tyranów. A mimo to posiadając już wiedzę o czynach "zimnego doktora", jesteśmy w stanie dostrzec nieuchronność tego wszystkiego, co ostatecznie stało się jego udziałem. Takie jest zresztą jedno z przesłań tej powieści: że ci źli niekoniecznie rodzą się potworami, często to samo życie - w postaci tysiąca drobnych zdarzeń i nieszczęść - w niezauważalny często sposób popycha nas do dokonywania takich a nie innych wyborów.
Oczywiście nie do każdego trafi tego typu literatura. Narracja celowo prowadzona jest w sposób chaotyczny, preparator bardzo często wpada w długie, oderwane od głównego wątku dygresje, sama opowieść zresztą pozbawiona jest mocnych, dynamicznych fragmentów. Ciężko jednak winić autora o to, co od początku było w pełni świadomym zabiegiem. Tego, co Klimko-Dobrzaniecki miał do przekazania inaczej przedstawić po prostu się nie dało. Albo do kogoś taka forma trafi, albo nie. Przemyślenia książkowego protagonisty są często banalne, a jego życie - do momentu popełnienia zbrodni - pozbawione jakichkolwiek ekscytujących wyróżników. I właśnie w tym moi drodzy Państwo tkwi siła tej powieści, a los głównego bohatera tym bardziej przemawia do naszej wyobraźni i burzy kruche ściany wewnętrznego spokoju. Właściwie mógłbym napisać, że "Preparator" to trochę taka książkowa wersja kina moralnego niepokoju. Jedni ten gatunek kochają, inni usypiają po kilku minutach obcowania. Ci pierwsi będą z powieści Huberta Klimko-Dobrzanieckiego bardzo zadowoleni, ci drudzy i tak nie dadzą mu szansy. Ja akurat należę do pierwszej z wymienionych grup, stąd taki, a nie inny odbiór dzieła pana Huberta.
Dobry, mocny start nowego wydawnictwa. Brawo, oby tak dalej.
Michał Smyk