Popularne ostatnio koreańskie i japońskie „comfort booki” charakteryzują się cudownymi okładkami, które naprawdę zachęcają do zakupu; opisami, że dana książka sprzedała się rekordowym nakładzie, i ledwo widocznym imieniem i nazwiskiem autora czy autorki. I ostatni, najważniejszy punkt — ich fabuła jest bardzo do siebie podobna. Można tutaj zacząć snuć teorie spiskowe, czy może nie zostały one wszystkie tak naprawdę napisane przez jedną i tę samą osobę?
Pralnia serc Marigold autorstwa Jungeun Yun niezbyt różni się od książki Mi-Ye Lee Galeria snów DallerGuta, wydanej również przez wydawnictwo Mova. Jest tu dużo magii, dzięki której każdy z bohaterów przechodzi wewnętrzną przemianę i pozbywa się uprzykrzających mu życie traum. Dzieje się to nie za pomocą czarodziejskiej różdżki, czy jak w Galerii Snów DalerGutta dzięki zakupowi specjalnego snu, a w magicznej pralni. Uzdrowicielką ludzkich dusz jest Ji-eun, która wielokrotnie przechodzi reinkarnację i będąc w jednym ze wcieleń, otwiera właśnie tytułową pralnię Marigold, w której usuwa plamy, ale te z serc.
W Pralni serc Marigold nie ma szybkiej akcji, fabuła jest dość oczywista i bez większych zaskoczeń. Opiera się na pokazaniu nam historii kilku bohaterów, którzy noszą w swoich sercach jakieś ciężary z przeszłości — traumy, lęki czy nieszczęśliwe i niewyleczone miłości. Do tego dostajemy kilka banalnych przemyśleń i jakiś oczywistych morałów. I tak otuleni w te wszystkie mądrości możemy poczekać, aż z taśmy produkcyjnej wyjedzie kolejna opowieść w ładnej okładce, z podobnymi bohaterami, odrobiną magii, ku pokrzepieniu naszych czytelniczych serc.