Znana i poczytna autorka thrillerów psychologicznych zaprasza czytelnika do lektury nowej książki. Powrót wymyka się jednak schematom i brnie raczej ku dramatowi rodzinnemu. To na tragedię rodziny, złamanego małżeństwa, depresji poporodowej i... nie do końca jasne postępowanie jednego z kluczowych bohaterów, Croft kładzie nacisk.
Wielokrotnie ronisz, co rusz próbując na nowo zajść w ciążę i ją utrzymać. Te próby i straty wykańczają cię fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Presja otoczenia, presja męża pragnącego potomstwa, presja koleżanek, które bez problemu zachodzą w ciążę i rodzą zdrowe dzieci, w końcu presja wieku, który wydaje się być najlepszym na wydanie na świat potomstwa. To wszystko przytłacza, a na pewno nie pomaga i szereg innych problemów, ktore piętrzą się się za rogiem, czekając tylko na właściwy moment, by uderzyć w ciebie równie mocno. W końcu jawi się iskierka nadziej, która powinna pozwolić ci wyjść na prostą. Problem w tym, że się tym nie cieszysz. Wręcz przeciwnie – twoje upragnione dziecko jest dopiero początkiem rodzinnego dramatu.
Postać Farrah Conway budzi sprzeczne emocje. Społeczeństwo widzi w niej potwora bez serca, a ty? Kogo zobaczysz w głównej bohaterce? Wyrodną matkę czy człowieka, który musiał mieć solidny motyw, by posunąć się do drastycznych kroków?
Kathryn Croft kolejny raz udowadnia, że jak pisać, to o konkretnych problemach. Tym razem na świecznik bierze matki, których działanie nie zawsze wydaje się racjonalne. Historia nieskomplikowana, dość oczywista, jednak o niespodziewanym (acz bez większej pompy) zakończeniu. Autorka tak dobiera słowa, by nie powiedzieć ani za dużo, ani za mało, a w sam raz – tyle, ile wymaga utrzymanie delikatnego napięcia i niepokoju przez sporą część książki. Fabuła płynie leniwie, bez większych zaskoczeń, a autorka, jak wspomniałam, patrząc na całokształt Powrotu skłania się bardziej ku dramatowi rodzinnemu niż ku książce rodem z rasowego thrillera.