"Powieści sensacyjne", Stefan Kisielewski,Proszynski i S-ka 2011
Był prozaikiem, publicystą, kompozytorem, krytykiem muzycznym, pedagogiem, a nawet posłem. Aktywnością mógłby obdzielić kilka osób naraz, lecz najwidoczniej wciąż odczuwał twórczy niedosyt. Stefan Kisielewski, bo o nim mowa, został więc także pisarzem kryminałów. Pierwsza powstała Zbrodnia w Dzielnicy Północnej, zawikłana do granic możliwości (a przez to szalenie wciągająca) historia zabójstwa chemika – profesora Galarda, mającego rzekomo dokonać odkrycia substancji zdolnej unicestwić Republikę w której rozgrywa się akcja, a w konsekwencji i całą ludzkość. Gra toczy się zatem o dużą stawkę. Do akcji wkracza słynny i dotąd niezwykle skuteczny komisarz Gromel – archetyp detektywa i tak zwanego „dobrego policjanta”, który za punkt honoru stawia sobie rozwikłanie zagadki, całe swoje życie podporządkowując walce z wszechobecnym złem. Tłem dla sprawy jest polityka i mroczne porachunki tajemnych organizacji, takich jak loża masońska Budowniczowie Świata i anarchistyczna organizacja Świat Nowy, siatka powiązań pomiędzy poszczególnymi bohaterami uwikłanymi w wielorakie konfiguracje i przynależności (jeden z ciekawszych wątków powieści to kwestia przyjaźni pomiędzy Gromelem i doktorem Alenem, która w obliczu zaistniałych wydarzeń niejednokrotnie staje pod znakiem zapytania) oraz niesamowicie mroczny klimat miasta. Miasta, w którym zapewne żaden z nas nie chciałby zatrzymać się na dłużej. Miasta, gdzie obok Handlu zamieszkał Występek. Obok obłędnie ruchliwych i wrzaskliwych, długich jak gęsia szyja czy jak ludzkie kiszki ulic handlowych rozłożyły się milczące ponuro, zamknięte w sobie, trupie zaułki z małymi, przypominającymi sidła na wilki narożnymi knajpkami. Tu panują Zmowa, Spisek, Zemsta, Strach i Zbrodnia. Uliczki te zniżają się stopniowo aby zniknąć wreszcie w burych, brudnych falach rzeki, obramowanych jakimiś magazynami, tajemniczymi przystaniami i domkami piaskarzy czy rybaków. Policja wodna wyławia tu co tydzień kilkunastu topielców bez twarzy i dokumentów - bezwładne, gnijące już nieraz resztki tego, co tak niedawno jeszcze było człowiekiem, wiele miałyby do opowiedzenia, gdyby taka makabryczna rozmowa mogła w ogóle dojść do skutku, o przerażających tajemnicach bezgwiezdnych nocy wielkomiejskich, kiedy ciężar ciemności przywala wszystko, a niedocieczone ludzkie namiętności materializują się nagle w odbijającym się o nieczułe mury kamienic przeraźliwym, zwierzęcym ryku mordowanego człowieka i w nikłym, lecz dotkliwym plusku zepchniętego do rzeki ciała. Cisza, która potem następuje, krzyczy z trwogi i dzwoni na alarm - ale któż z żyjących ten głos usłyszy - słyszą go tylko mroczne, nieruchome, kamienne jak i całe miasto – niebiosa.
Kolejną powieścią Kisiela pozostającą w tym nurcie jest tekst pod tytułem Miałem tylko jedno życie. Relacja trójki ludzi – głównego bohatera, kelnerki Gosi w której tenże zakochuje się bez pamięci, by potem dopomóc jej w samobójstwie (efekt tej decyzji będzie dla niego brzemienny w skutki i ostatecznie przewrotny – lecz nie miejsce to i pora by zdradzić potencjalnemu Czytelnikowi na czym owa przewrotność miałaby polegać) oraz łajdaka Edmunda, człowieka –pijawkę, bezwzględnie wykorzystującego naiwność i permanentny strach bohatera przed wyjściem zbrodni? na jaw… Całość stanowi niezwykle barwną analizę ludzkich charakterów, ich słabości, namiętności i ostatecznie lęków, potrafiących podporządkować sobie całe nasze życie.
Kobiety i telefon z kolei, opowiadają o tym, jak omyłkowe połączenie telefoniczne może spleść ze sobą życia obcej sobie dotąd trójki ludzi. Losy Adama Stachiewicza, chorej na serce Wandy i jej siostrzenicy Haliny mającej za sobą traumatyczne przeżycia związane z udziałem w Postaniu Warszawskim niespodziewanie łączą się w skomplikowaną mozaikę wzajemnych oczekiwań, tęsknot i rozczarowań. Płomienny romans bohatera ze sporo starszą od siebie kobietą, potrzeba bliskości skrzywdzonej Wandy i wyrzuty sumienia z powodu nieprzystawania do oczekiwań społeczeństwa i najbliższych osób mogą naprawdę zmienić bieg ludzkich losów. A wszystko to jest dziełem czystego przypadku (lub może niezdrowego poczucia humoru jakiejś siły sprawczej, o ile takowa istnieje. Demiurg czy fatum – rozstrzygnięcie pozostawiam każdemu z osobna). Tak czy owak podobna historia mogłaby przytrafić się każdemu. I co najgorsze, nawet najbardziej racjonalni i zdroworozsądkowi z nas niekoniecznie potrafiliby się jej oprzeć. Jednym słowem – strzeżcie się, bo nie znacie dnia ani godziny.
Ostatnia już, bo wydana w 1982 roku Przygoda w Warszawie to iście kafkowska parada absurdów, w której podobieństwo przygód Antoniego Gasztowta – samotnika i outsidera, do losów Józefa K. jest wprost uderzające. Ni stąd ni zowąd Antoni trafia do domu wariatów (uwierzcie mi na słowo - w tym kontekście użycie tego określenia nie musi kłócić się z poprawnością polityczną czy jakąkolwiek inną), gdzie na porządku dziennym są dziwaczne zachowania współmieszkańców, terapia elektrowstrząsami i komedia omyłek. Co jest w tym wszystkim najgorsze? To, że nawet wydostawszy się stamtąd bohater nie zazna spokoju, trafiając kolejno w ramiona rozerotyzowanej Wandy, a następnie znarkotyzowanego Anzelma. Brzmi jak zły sen? Owszem, a to jeszcze nie koniec historii…
Wszystkie te powieści Prószyński i S-ka postanowił połączyć w całość pod zgrabnym tytułem Powieści sensacyjne, opatrzone merytorycznym wstępem literaturoznawcy Mariusza Czubaja. Efekt jest zaskakująco dobry. Tym bardziej nie dziwi podziękowanie jakie sam autor składa przy jednym z opowiadań tymi słowy: Czesławowi Miłoszowi, który zwrócił mi uwagę na możliwości artystyczne zawarte w formie powieści kryminalnej. Zgadzam się w pełni z tym dziękczynieniem.
Anna Solak