To nie jest dobra książka. Od samego początku spodziewałam się, że będzie to dość łatwe czytadło. Nie miałam co do niej większych oczekiwań i nie jest to zarzut. W momencie, gdy decydowałam się na lekturę Poradnika prawdziwej damy spodziewałam się, że będzie lekko i niewymagająco. Tymczasem okazało się, że było... nudno. Pomimo lekkiego tonu, w jakim utrzymana jest całość, książkę Dianne Freeman czytało mi się długo i nie wracałam do niej z przyjemnością.
Frances Wynn, po mężu lady Harleigh, nie ma jeszcze trzydziestu lat, a już jest wdową. Z uwagi na to, że w posiadłości zmarłego męża właściwie nic jej nie trzyma, postanawia razem z córką przenieść się do Londynu, by móc stanąć samodzielnie na nogi. Tam jednak okazuje się, że nie tylko duchy przeszłości nie zamierzają jej opuścić, ale też w mieście dzieją się dziwne rzeczy, przez co główna bohaterka niemal codziennie ma kontakt z policją.
Frances, choć nie jest nastolatką, myśli i zachowuje się dokładnie jak nastolatka. Jest naiwna, uparta, bywa arogancka, przekonana o swojej racji, wiele rzeczy trzeba jej tłumaczyć. Te cechy charakteru nie wynikają z jej wychowania, czy epoki, w której żyje, a charakteru. W miarę rozwoju historii, jej osobowość się nie zmienia. Im więcej o niej czytamy, tym bardziej może irytować.
Freeman nie dopracowała nie tylko postaci Frances, pozostali bohaterowie są równie nijacy i nudni. Niektóre z postaci, jak np. córka Frances, nie wnoszą absolutnie nic do fabuły. Gdyby główna bohaterka była bezdzietna, to jej losy, zachowanie etc. w zasadzie by się nie zmieniły.
Całość jest koszmarnie przegadana. Jeśli Frances uczestniczy w jakiejś rozmowie lub coś się wokół niej dzieje, niemal zawsze musi to zreferować komuś, kogo w danej sytuacji obok niej zabrakło. Co za tym idzie, czytelnik o tym samym czyta dwa razy, często rozdział po rozdziale.
Choć fabuła książki dzieje się w dziewiętnastym wieku, poza tym, że informuje nas o tym autorka, oraz faktem, że bohaterowie chadzają na bale, a panie noszą długie suknie, nic na to nie wskazuje. Freeman nie odrobiła lekcji i nie udało jej się odmalować szczegółów epoki. Bohaterowie zachowują się i mówią jak osoby pochodzące z XXI wieku, albo pozwalają sobie na zachowania, które były nie do pomyślenia w epoce wiktoriańskiej i natychmiast wyrzuciłyby ich poza nawias społeczny. Treść książki jest nie tylko niedopracowana, ale i niedokładna.
Rozwiązanie intrygi również nie satysfakcjonuje, ponieważ nie prowadzi do niego żadna zmiana nastroju czy tempa. Freeman niestety nie poradziła sobie z budowaniem napięcia i w pewnym momencie po prostu podaje rozwiązanie na tacy. Robi to przy tym w sposób, który rozczarowuje, bo nie dość, że rozwiązanie intrygi jest bardzo proste, to jeszcze można się go domyśleć dużo wcześniej.
Poradnik młodej damy. Dobre maniery a morderstwo to przegadana, niedopracowana i bardzo prosta, słaba historia. Aż dziw bierze, że otwiera całą serię, bo wcale nie zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy.