Podcasty z rodzaju true crime są w ostatnim czasie bardzo popularne i stanowią inspirację do filmów oraz książek. Tym oraz historiami zaginionych, porwanych i zamordowanych dziewcząt inspirowała się między innymi Mika Modrzyńska w swojej powieści Poradnik grzebania kotów, która była moim pierwszym spotkaniem z autorką.
Stefania powraca do Brzózki z Kanady, bez planu na swoją przyszłość. Najbliższe dwa tygodnie będzie zajmować się w zastępstwie za swoich rodziców domowymi kotami oraz chce rozwiązać tajemnicę śmierci swojej przyjaciółki z dzieciństwa, Martyny – której ciało odnaleziono całkiem niedawno po trzynastu latach w pobliskim bagnie. Do śledztwa Stefanii dołącza Wincenty, jej sąsiad-artysta i razem zamierzają odkryć sekrety tutejszej społeczności w poszukiwaniu mordercy sprzed lat.
Dawno żadna książka mnie tak… nie wkurzyła. Naprawdę byłam w szoku, ile negatywnych emocji wzbudził we mnie Poradnik grzebania kotów, począwszy od fabuły, przez kreację bohaterów, na „plot twistach” kończąc.
Fabuła jest ze wszystkich tych elementów i tak najlepsza, ale wywołuje spore rozczarowanie. Motyw fanki kryminalnych podcastów, która jest na tropie mordercy swojej przyjaciółki, jest na serio jednym z ciekawszych i stosunkowo świeżych w świecie kryminałów. A tutaj mamy śledztwo na zasadzie takiej, że Stefania po prostu nie umie w rozmowy z ludźmi, i całą robotę odwala Wincenty, nieoczekiwanie w pień zostaje wycięta cała rodzina pobocznych bohaterów i taki plot twist powinien wstrząsnąć, być czymś z efektem „o kurde, to co teraz?”, a po prostu to wszystkie jest takie nijakie, wręcz miałkie. I winny jest temu styl.
Styl autorki jest moją osobistą szpilą w oko, ponieważ dawno nie czytałam tak przeciętnej językowo powieści. Ani klimat, ani żarty, ani opisy nie wzbudzały we mnie niczego, a przecież miała tutaj ogromne pole do popisu! Wręcz niektóre sceny powinny być wysmakowane językowo, a nie napisane tak, jak zostały.
Wisienką na tym torcie rozczarowania jest Stefania. Na wszystkie świętości, zabić tę bohaterkę to za mało… Kreacja szarej myszki jest już oklepana, ale nie jest zła sama w sobie. Stefania jednak swoją ciapowatością i nieśmiałością doprowadzała mnie do furii. Gryzło mi się to, że taka bohaterka miała odwagę wyjechać do dalekiego kraju i mieszkać tam, a potem powrócić i szukać mordercy, jednocześnie będąc taką bezpłciową z charakteru osobą.
Te wszystkie elementy sprawiły, że finalnie skończyłam książkę zła i jedyne, co jeszcze mogło ją w moich oczach usprawiedliwić to to, czy był to debiut autorki, ale nie! To już, z tego co pamiętam, trzecia jej książka. Jeśli tak wypadał w moich oczach Poradnik, na pewno nie chcę sięgać po wcześniejsze tytuły.
Pomimo wielu pozytywnych opinii o tej powieści, dla mnie to ogromny zawód i porażka. Nie polecam.