Nigdy nie potrafiłem zrozumieć osób, które dzień bez łyka alkoholu uznają za stracony. Ludzie, jak tak można? Warto dla kilku chwil wątpliwej rozrywki i zapomnienia zagwarantować sobie poranne mdłości, łeb przyspawany do kibla i całodniowy miks kapcia w ustach, bólu w głowie i wyrzutów sumienia? Dobra, dość kazań. Powyższym wstępem chciałem tylko podkreślić, że problemy bohaterów "Pod Mocnym Aniołem" są mi całkowicie obce. Alkohol tykam niezmiernie rzadko i to właśnie czyni ze mnie idealną osobę do zrecenzowania powieści dotykającej kwestii alkoholizmu. Prosta sprawa: jeśli prawie-abstynent czytając taką książkę, choć w niewielkim stopniu pojmie dramat ludzi tonących w morzu wódy, to już ten drobny krok będzie można uznać za wielki triumf autora.
Jeśli właśnie to kryterium byłoby decydujące dla końcowej oceny, Jerzy Pilch nie zdałby egzaminu.
Pilch zamiast epatować tanim dramatyzmem postanowił pójść nieco inną drogą. Pomiędzy rzeczywistością a alkoholowymi zwidami, zbawczą dla bohatera miłością a kuszeniem przez śmierć, upadkiem i wzlotem, drogą tą będzie nas prowadzić alter-ego pisarza, polski inteligent rozdarty pomiędzy własnym wybujałym ego a coraz częstszymi chwilami, gdy poczucie wyjątkowości zanika na rzecz przekonania o własnej małości. Myśli Pilcha krążą ścieżkami, na które przeciętny zjadacz chleba nie tylko by nie wkroczył, ale i zapewne nigdy ich nie spostrzegł, nie jest to więc postać, z którą każdy będzie w stanie się identyfikować. Poetycko-pijacka forma niekiedy przesłania powagę problemu poruszanego przez Pilcha, przybliżając miejscami "Pod Mocnym Aniołem" do "Moskwa-Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa. Zamiast "wstrząsających" wyznań autora, pisanych z samego piekła dna, dostajemy więc traktat o piciu i wszystkich przyjemnościach (rzadziej) i złych rzeczach (znacznie częściej), jakie z tego wynikają.
Pilch standardowo zasypuje czytelnika masą efektownych bon-motów, pod względem językowym jest to jak zwykle pisarstwo najwyższej klasy. Niestety, dopiero z czasem ujawnia się największa chyba słabość "Pod mocnym aniołem". Przyznaję, czyta się to rewelacyjnie, jedna brawurowa myśl goni drugą, tylko szkoda, że po kilkudziesięciu dniach większość z tych wspaniałości zdążyła wylecieć mi z głowy. Ale może się czepiam i nie jest to nic niezwykłego?
Gdyby rozpatrywać "Pod Mocnym Aniołem" przede wszystkim jako książkę o alkoholizmie, to wypada dzieło pana Jerzego ocenić jako ciekawe, choć nie powalające. Inaczej sprawa wygląda dla tych, którzy po prostu należą do miłośników twórczości twórcy "Bezpowrotnie utraconej leworęczności". Dla nich mam następujący komunikat:
Zawartość Pilcha w Pilchu na satysfakcjonującym poziomie.
Michał Smyk