Na początku zimy, roku 2013 mieszkańcy Doniecka spostrzegli, że zatrzymał się czas. Wskazówki pocztowego zegara przestały się ruszać, lecz przebieg najbliższych lat sprawiał wrażenie jakby czas nie tyle spoczął, co zaczął biec do tyłu. Oddany rok wcześniej do użytku na Euro 2016 nowoczesny terminal na lotnisku zamienił się w stertę gruzów, a na stadionie Szachtara już niebawem będą gromadzone żywnościowe paczki. Nie zapomnijmy o Krymie, który po sześciu dekadach powrócił do Mateczki Rosji. Książka Po północy w Doniecku to przejmujący zapis dwóch lat życia Donbasu i jego stolicy Doniecka, będący efektem kilku podróży Grzegorza Szymanika i Julii Wizowskiej. Lektura obowiązkowa dla wszystkich chcących zrozumieć, co siedzi w głowach Ukraińców ze Wschodu.
Nim ten niespokojny region stał się areną walk, nim zaczęli zjeżdżać doń żołdacy z całego świata wojna chodziła po głowie nacjonalistycznym literatom trudniącym się fantastyką.
W ich książkach raz wrogie sztandary nieśli Turcy, innym razem Amerykanie czy Polacy – zawsze jednak wschodnie rubieże Ukrainy najeżdżali Ukraińcy z faszystowskiego Kijowa i banderowskiego Lwowa. W jeszcze zjednoczonym państwie powstała organizacja „Doniecka Republika” działająca głównie w Internecie. Jej szef Aleksander Purgin w 2013 roku mówił:
Chcemy się oddzielić, by być bliżej Rosji. Wolimy Rosję od Ukrainy, bo rosyjski nacjonalizm to imperium. A ukraiński? Państewko od gospodarstwa do gospodarstwa. I co, na tym koniec? Po co sobie tym w ogóle głowę zawracać.
Już niebawem ten były cyrkowiec zostanie wicepremierem samozwańczego państwa.
Kiedy w Kijowie formowano kolejny Majdan, doniecki nacjonalista Sasza sprzedawał na bazarze pirackie płyty. Kilka miesięcy później bezszelestnie podrzynał gardła ukraińskim żołnierzom , niczym swój ulubiony filmowy bohater – Rambo. Polscy reporterzy wsłuchują się w głos, tych z pierwszej linii ognia, jak i tych, którzy ukryci w piwnicach próbują przetrwać kolejne deszcze bomb spadające z nieba.
Nasze dzieci poszły od września do szkoły. Płakaliśmy na apelu. Tysiąc dzieci było przedtem w szkole, teraz sto sześćdziesięcioro. Idą do szkoły, wrócą, odrobią lekcje, a spać schodzą z nami do piwnicy. Kiedyś, o głupi, narzekaliśmy, że staruszkowie- dzieci wojny-mają ulgi. Pytaliśmy: za co im się pieniądze należą, mieli kilka lat, czy walczyli na froncie?
Teraz patrzymy na własne latorośle i wiemy. A tamte dzieci wojny, stare babuszki i dziadkowie, najlepiej byli przygotowani na to wszystko, co przyszło. Ale my? Wielu ta wojna domowa skłóciła, wiele rodzin się rozstało. Mieliśmy przed wojną króliki. Po pierwszych wybuchach króliczyca, piękna stara króliczyca, przestała się ruszać. Rozkroiliśmy ją, a tam serce, ogromne, pęknięte na pół. Czy z nami jest inaczej?”
Wśród wysypu książek na temat ukraińskiej wojny ta napisana przez duet Szymanik-Wizowska zasługuje na szczególną uwagę. Po pierwsze autorzy ukazują historię Donbas poprzez pryzmat czterech postaci ważnych dla regionu: Hughes - przemysłowiec, Artiom – rewolucjonista, Stachanow - górnik rekordzista oraz Achmetow – biznesmen. Po drugie ukazują często tych samych ludzi na przestrzeni dwóch lat – czytelnik może zaobserwować, jak niektórym radykalizującym się mieszkańcom Donbasu spełnia się ich marzenie o separacji od Kijowa, a niekiedy potem rozczarowanie nową rzeczywistością. Po północy w Doniecku to mocny reportaż o ludziach, którzy chcieli mieszkać w imperium, a zostali obywatelami ziemi niczyjej, pełnej zasiek, ruin i trupów. Obowiązkowa lektura ku przestrodze.