Już na samym początku przeczytać można, że w Petersburgu rozróżnia się setki odcieni czerni, a mrok jest esencją tego miasta, nawet podczas białych nocy, kiedy to zmierzch i świt łączą się ze sobą. A przecież jak mówi jeden z bohaterów opowiadania umieszczonego w zbiorze „Petersburg Noir” białe powinno być białe, śnieg powinien być biały, bo tylko niedźwiedzie bywają zarówno białe jak i brunatne… Petersburg jest jednak czarny, wilgotny, uderza w nozdrza smrodem zgnilizny, a do głowy wysokoprocentowym trunkiem. „To miasto składało się z czarnej wody i czarnego kamienia. Woda była na dole – w kanałach, rzekach, i na górze – w powietrzu. Idąc, zdał sobie sprawę, że oddycha wodą. Z pewnością tutejszym mieszkańcom przydałyby się skrzela, zwłaszcza teraz, późną jesienią.” [1]
„Petersburg Noir” to kolejna pozycja czarnej serii o mrocznych metropoliach Wydawnictwa Claroscuro. Wszystkie opowiadania zebrane w tym zbiorze są bardzo spójne – na pograniczu kryminału, czarnej-komedii i wielu odwołań do klasyków rosyjskiej literatury – Fiodora Dostojewskiego i Nikołaja Gogola. Przewijają się też motywy bajkowe, które jednak zamiast bawić dzieci, wzbudzają dreszcze i straszą po nocach w formie koszmarów. No bo jak się nie bać, skoro w ciemnych uliczkach znikają niespodziewanie dzieci, ludzkie mięso sprzedaje się w budkach z shoarmą, ohydne staruchy straszą przechodniów, a na dodatek cała metropolia podszyta jest pływającym w przeręblu trupem, śmierdzącym wódką i zgniłym od narkotyków. Żeby być martwym w tym mieście, nie trzeba wiele – wystarczy talerz pierożków pielmieni, które staną ci nagle w gardle i zgon gotowy. Petersburżanie, jeśli nie są jeszcze martwi, krążą ulicami miasta, splamieni cudzą krwią, której nie da się wywabić nawet najlepszym wybielaczem. Tym całym mrokiem i zepsuciem rządzi Dziadek do orzechów, którego bój się spotkać na swej drodze! Poznasz go bardzo łatwo – jest malutki i krąży po ciemnych zakamarkach Petersburga pstrykając końcami palców.
Pstryk-pstryk…