Ostrogi. Style Nietzschego. Jacques Derrida. Officyna 2012
„Ostrogi. Style Nietzschego” to zapis wystąpienia Jacquesa Derridy na konferencji, która odbyła się latem 1972 roku we francuskim mieście Cerisy-la-Salle. Krótkie, bo mające nieco ponad 70 stron, dzieło przełożył i wstępem opatrzył Bogdan Banasiak, polski znawca filozofii Derridy. Wprowadzenie objętością swą równa się jednej czwartej właściwego dzieła filozoficznego (liczy bowiem prawie 20 stron) i, jak zwykle bywa z pracami filozoficznymi, okazuje się bardzo przydatne. Wprowadza ono w kontekst i rozjaśnia nieco pewne kwestie, które wystąpią później u samego Derridy.
Autor wstępu zaznaczył w nim wyraźnie filozoficzne pokrewieństwo Nietzschego i Derridy. Przedstawił również filozofię interpretacji tekstów wyznawaną przez Francuza, filozofię idealnie nadającą się do wykorzystania w odniesieniu do dzieł Nietzschego, którego pisma mają charakter fragmentaryczny i składają się z wielu niby przypadkowych aforyzmów. Derrida rezygnuje z klasycznej interpretacji hermeneutycznej na rzecz swej własnej – dekonstrukcyjnej. Czytał on Nietzschego według jego własnych reguł, nie poszukując jednego i niezmiennego sensu, lecz traktując proces czytania jako nigdy nie kończące się interpretowanie i rozszyfrowywanie.
Oznacza to ni mniej, ni więcej, że brak u Derridy tradycyjnie pojętej interpretacji, nie pyta on o poglądy Nietzschego, ani o to, co napisał (paradoksalnie treść zdaje się mieć tutaj znaczenie drugorzędne). Dla Francuza liczył się nie sens wypowiedzi niemieckiego filozofa, lecz forma i styl, w jakim pisał swe dzieła. W książce Derrida przedstawia swobodnie kilka motywów z myśli Nietzschego i prowadzi skomplikowaną grę nieustannie splatających się i wzajemnie się do siebie odwołujących wątków.
Podobnie jak Derrida, w dalszej część recenzji skupimy się nie na treści, lecz na stylu. Traktując Nietzschego jako filozofa, który unika ostatecznych sądów, Derrida w podobny sposób stara się go analizować, wszystko po to, by nie dać jego słowom znaczenia zamykającego nieprzerwany proces interpretacji, odebrałoby to Nietzschemu cechującą go nierozstrzygalność – coś, co Derrida uważa za największą zaletę niemieckiego myśliciela.
Powoduje to jednak, że tekst czyta się trudno. Powstała istna mozaika cytatów z Nietzschego i komentarzy Derridy, w której trudno się czasem połapać. System cudzysłowów oraz nawiasów zwykłych i kwadratowych gmatwa wszystko i dodatkowo utrudnia lekturę, która sama w sobie nie jest łatwa. W efekcie u dołu strony mamy przypisy tłumacza i autora, a w głównym tekście znajdujemy uwagi tłumacza (francuskie słowa Derridy w oryginale) oraz uwagi autora (oryginalne niemieckie słowa Nietzschego). Podwójna warstwa językowa nie więc ułatwia lektury, szczególnie, że Derrida lubuje się w grach językowych, wyzyskując do maksimum możliwości niejednoznacznej interpretacji swoich słów. Uważny czytelnik powinien jednak pokonać powyższe trudności i przedzierając się przez formę, dotrzeć do treści.
Wbrew temu, co można by pomyśleć po przeczytaniu tytułu, w książce nie ma mowy o jeździectwie jako takim. Derrida próbuje w niej natomiast dokonać analizy pojęcia kobiety z perspektywy Nietzschego i swojej własnej zarazem. Obaj łączą bowiem kobietę ze sceptycyzmem, dystansem, maskowaniem się i skrywaniem za zasłonami, udawaniem i grą. Kobieta jawi im się wręcz jako sam dystans, jako otchłań pochłaniająca i zniekształcająca świat dokoła, która nie posiada tożsamości, a jedynie pozoruje i odgrywa, stanowiąc tym samym metaforę życia.
Derrida dywaguje o prawdzie, o kobiecie, o kobiecie-prawdzie, o prawdzie o kobiecie i o relacji i podobieństwie między prawdą a kobietą. Twierdzi, że nie istnieje coś takiego, jak prawda o kobiecie i to tylko mężczyźni wierzą w tę chimerę, gdyż kobieta według nich jest kobietą wtedy, gdy oddaje się mężczyźnie i jego woli. Dowodzi on, że prawda na temat kobiety jej samej nie dotyczy, bo kobieta w momencie oddawania się mężczyźnie jedynie pozoruje to, kim jest, a prawdziwa natura kobiety – podobnie jest z prawdą - nigdy nie pozwala się objąć w posiadanie.
Im dalej w las, tym więcej drzew – im głębiej w książkę, tym więcej wątpliwości rodzi jej czytanie. Prawie na samym końcu Derrida przeskakuje do analizy (pozornie) wzorcowo niefilozoficznego zdania, które znalazło się we wcześniej niepublikowanych pozostałościach po wielkim filozofie, jego notatkach i zapiskach, które nie znalazły się w żadnym z jego znanych dzieł. Chodzi o zdanie „Zapomniałem mego parasola”, na temat którego Derrida rozpisuje się na dziesięć stron.
W książce Derridy, nie ma gotowych odpowiedzi, ani nie da się wyciągnąć żadnych prostych wniosków, ale czytelnik sięgający po nią i znający, choćby ze słyszenia, charakter filozoficznego pisarstwa jej autora, nie tego powinien oczekiwać. Znajdzie w niej natomiast wymagającą pożywkę dla myśli, trudną w odbiorze i interpretacji – dekonstrukcję i postmodernizm w najczystszej postaci. Nie da się ukryć, że miejscami prowokuje ona do myślenia, zwłaszcza gdy z pomiędzy gier językowych Derridy wyłania się ciekawa myśl zrozumiała dla zwykłego śmiertelnika.