Ostatni pociąg to jedna z tych książek, która opowiada o cichej bohaterce. Bo gdyby nie ta lektura, być może nigdy nie usłyszelibyśmy o Truus Wijsmuller, kobiecie, która była holenderską bojowniczką ruchu oporu, i która ryzykowała życiem, by wywieźć dzieci w bezpieczne miejsce. Mamy okazję, poznać jej historię, zobaczyć jak pracowała i ile ryzykowała. A ryzykowała, nie tylko swoim życiem, ale także i życiem dzieci, które były przewożone.
Czytając tę lekturę, mamy sposobność przenieść się w czasy wojny i chwilę przed wojną. Cała historia zaczyna się bowiem w 1936 roku. Poznajemy po kolei wszystkich bohaterów, których jest tak wiele, że bardzo łatwo można się pogubić, miałam wrażenie, jakby autorka chwytała kilka srok za ogon, zamiast skupić się na jednej konkretnej osobie. Ciocia Trusia, bo tak kazała na siebie mówić Truus, nie raz będzie świecić oczami przed nazistami. Nie raz wykaże się odwagą, stając naprzeciw największego i pokazując, że się nie boi. We wszystkim pomaga jej umysły matematyczny, dzięki któremu myśli szybciej i inaczej. Nie raz zostało to udowodnione w książce. Szczególnie widać to w scenie wywozu dzieci ostatnim pociągiem, kiedy musiała szybko zapanować nad tym chaosem i myśleć, tak by wszystko się udało. Sama bohaterka zasługuje na ogromne oklaski za to, jak działała. Ile udało jej się uratować istnień ludzkich. Przedstawiony został tutaj jednak nie tylko obraz kobiety walecznej, ale także dzieci, które bardzo szybko i łatwo dostosowują się do tych karygodnych, okrutnych wręcz warunków.
Niestety cała książka napisana jest w rozwleczony sposób. Zniechęca to tak bardzo, że nie ma się ochoty na dokończenie lektury. Nie można jednak zarzucić autorce ciężkiego pióra, bo pisze mimo wszystko ultra lekko na ciężkie tematy. Nie od dziś wiadomo, że w tej całej machinie działało, bardzo wiele osób, co zostało tutaj przedstawione, lecz czy trzeba było aż tak szczegółowo? Książka nie porusza aż tak bardzo, jakby się chciało.