Ostatni obraz Sary de Vos to jest jedna z tych książek, które sprawiają, że po kilku przeczytanych stronach można sobie pomyśleć „o, to będzie fajne” i nie zawieść się do samego końca lektury.
W 1957 roku, na Brooklynie, Marty de Groot wraz z żoną Rachel urządzają wystawne przyjęcie. Podczas gdy goście dobrze się bawią, z sypialni gospodarzy zostaje skradziony obraz, który wisiał nad ich łóżkiem. Od tego momentu, nie wiadomo dlaczego, w życiu państwa de Groot zaczyna układać się lepiej. Gdy po jakimś czasie Marty dowiaduje się, że nad jego łóżkiem ktoś powiesił falsyfikat, decyduje się odnaleźć oryginał.
W 2000 roku profesor historii sztuki Ellie Shipley czeka ze zniecierpliwieniem w Australii na przybycie do muzeum w Sydney dwóch obrazów, bardzo do siebie podobnych…
W 1636 roku w Amsterdamie Sara de Vos traci w krótkim czasie bardzo dużo, a żeby stanąć na nogi, wraca do tego, co kocha – do malowania.
Dominic Smith płynnie przechodzi w kolejnych rozdziałach przez epoki, w jakich rozgrywa się akcja jego powieści. Początkowo nie wiadomo oczywiście, jak się łączą, ale z czasem pisarz je zgrabnie scala, a czytelnik zaczyna rozumieć coraz więcej. Dodatkowo autor potrafi w wiarygodny sposób odmalować realia czasów, które opisuje, niezależnie od tego, czy mówimy o siedemnastowiecznej Holandii czy współczesnej Australii. Dzięki temu czytelnik nie powinien czuć się zagubiony, nawet pomimo tego, że każdy z rozdziałów traktuje o innej postaci, w różnych epokach.
Główny wątek historii wciąga, a w miarę rozwoju akcji, różne tematy poboczne zgrabnie i z sensem zaczynają łączyć się w jeden główny, wypełniając go i nadbudowując. Historia ciekawie się rozwija, wciągając coraz bardziej, ale należy przyznać, że jest to powieść, którą czyta się przyjemnie, natomiast raczej bez „efektu wow”. Nie jest to zarzut, dobrze napisana i przemyślana opowieść jest wartością samą w sobie, nie musi za każdym razem szokować czy wzbudzać nie wiadomo jakie gwałtowne emocje u czytelnika. Natomiast ta powieść reklamowana jest jako książka długo „utrzymująca się na listach bestsellerów”, więc warto mieć powyższe na uwadze.
Ostatni obraz Sary de Vos to opowieść o pasji do malowania i malarstwa w ogóle, o miłości (do dziecka, partnera czy wykonywanej pracy), o stracie i krzywdzie oraz o tym, że niekiedy przeszłość nas z niczego nie rozlicza, robimy to sami.
Dominic Smith napisał książkę, którą czyta się bardzo przyjemnie, która jest idealna na takie jesienne wieczory, jak teraz (tak, wiem, to utarty frazes, ale naprawdę tak jest), do której nie można się właściwie o nic przyczepić – wciągająca, solidnie spisana (autor zagłębił się w temat holenderskiego malarstwa siedemnastego wieku dość konkretnie), z ciekawymi bohaterami i wiarygodnie odmalowanymi czasami, w których żyli. Nie porywa, ale zapewni kilka godzin przyjemnej lektury.