Klasyczna powieść Petera S. Beagle’a starszym czytelnikom powinna być doskonale znana. Swego czasu Andrzej Sapkowski uznał ją za jedną z tych książek fantasy, którą fan gatunku po prostu musi przeczytać. Mimo to minęło sporo czasu od chwili, kiedy poprzednie polskie wydanie Ostatniego jednorożca było obecne na księgarnianych półkach; cieszy więc fakt, że z końcem ubiegłego roku wydawnictwo Nowa Baśń postanowiło wznowić historię Jednorogini i czarodzieja Szmendryka.
Tytułowym ostatnim jednorożcem jest wspomniana już Jednorogini. Żyjąc przez setki lat w liliowym lesie, magiczna istota nie przejmowała się światem śmiertelnych. Któregoś dnia jednak stworzenie podsłuchuje rozmowę dwóch mężczyzn: z ich opowieści wynika, że na świecie nie pozostał ani jeden jednorożec. Jednorogini, niedowierzając tym plotkom, postanawia opuścić schronienie i ruszyć na poszukiwanie swoich braci i sióstr.
Gdyby skupić się na historii Jednorogini bez doszukiwania się drugiego dna, to i tak należałoby stwierdzić, że Ostatni jednorożec posiada wszystkie elementy, z których powinna składać się dobra baśń. Magia, przygoda, spora dawka humoru ale i fragmenty pełne mroku i grozy – Beagle w swoim dziele bawi i przeraża czytelnika. Kreśli opowieść, w której wszystko może się wydarzyć i tylko od naszej wyobraźni zależy, czy uwierzymy w świat wykreowany przez twórcę.
Ostatniego jednorożca można porównać do niektórych współczesnych filmów animowanych – stworzonych z myślą nie tylko o bawieniu młodszych, ale by i dorośli mogli coś z nich wynieść. Baśniowa opowieść kryje pod sobą zaskakująco bogate możliwości interpretacyjne – i nie chodzi tu wcale o samo przesłanie, które jest dość typowym elementem dla tego typu książek. Zacznijmy od tego, że większość postaci występujących w powieści Beagle’a jest świadoma, że są bohaterami baśni; są więc pogodzeni z faktem, że nie panują nad własnym losem i mogą jedynie pokornie wypełniać powierzone im zadania. Przykładowo gadający kot bardzo chętnie pomógłby jednej z głównych bohaterek, ale nie może przecież wyjść ze swojej roli i zamiast tego serwuje rozmówczyni niejasne zagadki – no bo czy ktoś kiedyś widział, żeby kocur udzielił jasnej odpowiedzi? Tego typu smaczków jest więcej, czyniąc z Ostatniego jednorożca zaskakująco inteligentną lekturę.
Warto przy tym dodać, że nowe wydanie zostało poszerzone o nowelę Dwa serca – miły dodatek, choć kontynuacja nie porywa tak, jak czyni to pierwowzór. Ot, sympatyczna historyjka, wieńcząca losy powieściowych bohaterów. Da się jej oczywiście przypisać większe znaczenie, ale po prostu nie wciąga na tyle, by zapadała w pamięć. Mimo to brawa dla wydawnictwa za przedstawienie czytelnikom pełnej historii Jednorogini i jej przyjaciół.
Sapkowski i miliony innych fanów fantastyki mieli rację: Ostatni jednorożec to jazda obowiązkowa dla miłośników fantasy. Powieść Beagle’a to z jednej strony świetna rozrywka, a z drugiej książka pomysłowo bawiąca się konwencją gatunku, wyciskająca z niego metafizyczne soki. Czego chcieć więcej?