To już moje drugie spotkanie z twórczością Danuty Chlupovej, więc wiedziałam, że mogę spodziewać się niebanalnej historii. I tak też się stało.
Adam Szynder to mistrz muzyki organowej, znany i szanowany profesor, artysta, muzyk. Przeżył swe życie najlepiej jak umiał, mimo bardzo trudnych początków. Z godnością zmagał się z tym, co przygotował mu los, a ten nie szczędził mu prób. Zawsze skrzętnie ukrywał bolesne wydarzenia z przeszłości, teraz po latach gotów jest się nimi podzielić z całym światem.
Ta historia należy do jego ojca Tadeusza, wiejskiego organisty z małej wsi na Zaolziu, której nie znajdziecie na mapie. Wiedzie spokojne życie z żoną i synkiem, nie sympatyzuje z komunistami, więc z tego powodu traci posadę nauczyciela. Niedługo potem dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, a on musi ponieść jego konsekwencje, bo nie ma nikogo, kto by dał mu wsparcie. Odtąd życie jego i jego rodziny stanie się drogą przez mękę.
Ta powieść zmusza do refleksji. Mądra i głęboka, napisana z niezwykłą wprost wrażliwością, językiem, który zachwyca. Chlupová maluje obrazy słowem, mam ogromną przyjemność obcowania z jej tekstem, choć nie stroni od rzeczy ważnych i bolesnych. Z ogromnym wyczuciem i empatią mówi o trudnych emocjach. Ale przede wszystkim to historia o człowieczeństwie – o zwykłym człowieku zdolnym do największych poświęceń.
Poruszone zostały tu tematy, których na próżno szukać w literaturze obyczajowej – są tak rzadko spotykane, polityczne reperkusje i oblicze komuny, która jawi się jako system pełen absurdów, najlepszym tego przykładem jest sprawa Teodora, wypaczona i teatralna. To również opowieść o relacjach międzyludzkich, ich rozpadzie i szukaniu dróg ku sobie.
Autorka umiejętnie dawkuje napięcie i emocje wywołane dramatyczną historią z przeszłości, pozwalając nam na chwilę oddechu, w powrotach do tego, co teraz. Tu nic nie jest proste, wszystko jest wielowarstwowe i złożone, a uczucia splątane i niejednoznaczne. Takie, jak bywa życie.